Rosyjscy żołnierze w rozmowie z dziennikiem "The Moscow Times" po raz kolejny obalają mit o "drugiej armii świata" i jej "potędze", o której głosi rosyjska propaganda. Jak się okazuje, żołnierze nie są wyposażani w podstawowe rzeczy, jak na przykład apteczki czy kamizelki kuloodporne.
200 tys. rubli na własne wyposażenie
Muszą kupić dosłownie wszystko: od butów po kamizelki kuloodporne, bandaże i opaski uciskowe. Obiecano im, że będą dostawać około 200 tysięcy rubli miesięcznie (14,1 tys. zł), ale całe wyposażenie będą musieli załatwić sobie samodzielnie.
Prosiliśmy dowódców o wydanie przynajmniej dodatkowej ochrony. Wzruszyli rękoma. Mamy tylko nadzieję, że chociaż z pensjami nie będzie problemu - mówi anonimowy żołnierz dziennikowi "The Moscow Times".
Armia nie ma podstawowych rzeczy
Jak wyliczają, 200 tys. rubli to też kwota, którą muszą wydać na swoje wyposażenie. Kamizelka kuloodporna czwartego stopnia ochrony kosztuje średnio 70 tys. rubli. Hełm - około 10 tys. Na zwykłe buty wojskowe (biercy) muszą wydać około 5 tys. rubli. - A także kurtka, spodnie, koszulki - mówi żołnierz Gwardii Narodowej.
Kontraktowy rosyjski wojskowy mówi dziennikowi, że nie chodzi nawet o nowoczesne kamizelki kuloodporne i hełmy - w rosyjskiej armii nie ma ciepłych ubrań, suchych racji żywnościowych i apteczek. Cały sprzęt jest "w sowieckim naftalenie, nawet najprostsza broń się zacina".
Czytaj także: Rosja płonie. Pożary wymykają się spod kontroli
Biedne apteczki
Ten sam problem dotyczy apteczek - w wydawanych jest tylko bandaż, jod i opaska uciskowa. "Zebrałem swoją za 20 tysięcy, a to minimum: antybiotyki, opaski uciskowe, antidotum, opatrunki, strzykawki, środki hemostatyczne" - mówi żołnierz.
Jeśli nie skompletujesz apteczki, nikt cię nie uratuje. Nie możesz zatrzymać krwi na polu bitwy za pomocą jodu – dodaje.