Rosyjski propagandysta Władimir Sołowjew rzucił na antenie bardzo znamienne i śmiałe słowa. Chce, by rosyjska armia zakazała spożywania alkoholu żołnierzom na linii frontu. Przez wódkę, która w "drugiej armii świata" jest wszechobecna, wojsko ma sporo problemów. Ale też bez niej żołdacy nie byliby tak waleczni i odważni na froncie.
Władimir Sołowjew, czyli "medialny żołnierz Władimira Putina", opowiedział nieco o piciu w rosyjskiej armii i przyznał, że zakaz ma jedno uzasadnienie. Wszystko przez to, że Ukraińcy zatruwają alkohol i sprzedają go okupantom, a ci są tak ufni, że bez większych wątpliwości kupują trefny towar. A potem umierają w męczarniach.
Ale jak dziś wyobrazić sobie rosyjską armię na trzeźwo? Wódka to jej paliwo napędowe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Władimir Sołowjew w swoim programie zbudował narrację na temat zagrożenia ze strony ukraińskiej wódki. Jego zdaniem Siły Zbrojne Ukrainy przygotowały operację specjalną i transferują w okolice frontu zatrutą wódkę. Tę mają podrzucić lub sprzedać niczego nieświadomym Rosjanom w Nowy Rok, by świętujący żołnierze kupili alkohol.
Tak Ukraińcy, zdaniem słynnego propagandysty, chcą zabić kolejnych rosyjskich żołnierzy i tak chcą walczyć z "drugą armią świata". Sołowjew nie dodał jednego, że zapotrzebowanie wśród jego rodaków na wódkę jest tak duże, że zapasy przywożone z kraju szybko się kończą. A potem żołdacy piją wszystko, co wpadnie im w ręce.
Faktem jest, że partyzanci otruli i zamordowali Rosjan w kilku rejonach walk w ten sposób. Na pewno w obwodzie donieckim, chersońskim czy zaporoskim. Wódka kupowana jest przez agresorów w ilościach hurtowych, bez niej armia Władimira Putina nie byłaby skuteczna i odważna. To kolejny fakt, który propagandysta po prostu pominął.
Skupił się wszak na spisku, który szykują przeciw Rosjanom Ukraińcy.
Prawda jest taka, że żołnierze z Rosji piją na umór i są przez to niebezpieczni dla samych siebie i dla dowódców. Wysyłani do walki bez przygotowania, często na stracone pozycje i jako mięso armatnie. Nie można im się dziwić, że bojowy stres i strach o swoje życie topią w wódce. Ta zastępuje środki znieczulające, przeciwbólowe i dodaje odwagi.
Jest też najlepszym lekiem na wojenną traumę, bo o wizytach u psychologa można tylko w "drugiej armii świata" pomarzyć. Żołnierze piją jak smoki, a oficerowie nie są lepsi. Taka pijana armia jest mniej skuteczna na froncie i staje się łatwym celem.
Ale problem picia to w Rosji temat rzeka, którym Władimir Putin i jego ekipa rządząca w ogóle się nie interesuje. Władimir Sołowjow domaga się prohibicji w armii, sam niedawno ją odwiedził i widział na własne oczy, jak chleją jego rodacy. Sęk w tym, że równie dobrze może snuć plany podboju całej Europy w tydzień albo Kijowa w trzy dni.
Rosjanie na froncie i do tego bez wódki? To jest po prostu niemożliwe.
Czytaj także: Niepokojące słowa dla Ukrainy. Szykuje się ciężki rok