Konflikt pomiędzy Izraelem a Palestyną eskalował do niesamowitych wręcz rozmiarów po bezprecedensowym ataku Hamasu. Zabitych po obu stronach liczy się już w tysiącach, niestety spora ich część to cywile. Relacje z działań Hamasu naprawdę mogą mrozić krew w żyłach. Odpowiedź izraelskiego wojska jest naprawdę stanowcza, a odwet może trwać jeszcze przez długi czas.
Oczywiście w takich sytuacjach bardzo potrzebne są osoby, które będą w stanie podawać najświeższe informacje i pokazać rzeczywistość frontu. Bycie korespondentem wojennym to jednak równocześnie niebezpieczne zadanie - świat zna wiele historii, w których to tacy dziennikarze najzwyczajniej w świecie tracili życia, przypadkowo czy też nie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Idealnym przykładem potwierdzającym powyższe słowa jest wydarzenie, które można było obserwować na antenie amerykańskiej telewizji CNN. Międzynarodowa korespondentka Clarissa Ward znajdowała się w okolicach granicy między Izraelem a Strefą Gazy, szykując się do wejścia na antenę. Okazało się jednak, że nagle w ich pobliżu zaczęły spadać rakiety.
Czytaj również: "Nasz rząd nie działa". Mieszkaniec Izraela jest przerażony
Przestraszona ekipa zdołała znaleźć tymczasowe schronienie w przydrożnym rowie. Rozpoczęcia transmisji jednak nie anulowano i po kilku chwilach studio połączyło się z Ward, która rozpoczęła swoją relację.
Cześć John. Wybacz mi moją lekko nieelegancką pozycję, ale właśnie byliśmy świadkiem potężnego gradu rakiet niedaleko nas. Musieliśmy znaleźć schronienie - powiedziała w transmisji korespondentka.
Jesteśmy pięć minut drogi od Gazy, słyszymy teraz wiele odrzutowców na niebie, słyszymy również Żelazną Kopułę przechwytującą część tych rakiet przelatujących nad naszymi głowami i wywołujących wybuchy. Przybyliśmy tu, ponieważ to właśnie jest "strefa zero" całej operacji Hamasu. To tu przebili się przez granicę posyłając potem pociski w każdą stronę - kontynuowała Clarissa Ward.