Historię turystki ze Zgorzelca i jej rodziny opisał "Tygodnik Podhalański". Kobieta wraz z rodziną wybrała się na długi czerwcowy weekend w Tatry. Nocleg organizowali, będąc już w trasie. Pobyt w domku dla czterech osób ze śniadaniami miał ich kosztować 728 zł.
Na miejscu okazało się, że nie mają zarezerwowanego domku, tylko apartament i muszą dopłacić 300 zł za dzieci, gdyż zaszedł błąd podczas dokonywania rezerwacji przez internet. Do tego "darmowy parking" ostatecznie kosztował ich 90 zł za 3 dni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To jednak był dopiero początek ich koszmarnego pobytu.
Długi weekend pod Giewontem. Brud, smród i... koci poród
Ku zaskoczeniu turystów - apartament wyglądał, jakby ktoś w nim mieszkał.
Wszędzie były różne przedmioty świadczące o tym, że to jest na stałe zamieszkiwany przez jakichś ludzi pokój. Co więcej, gdy otworzyliśmy pralkę, w środku było mokre, odwirowane pranie do wywieszenia. Zmywarka była załadowana po brzegi, a tak brudnego, zalepionego spalonym, śmierdzącym tłuszczem piekarnika w życiu nie widziałam - mówiła w rozmowie z "Tygodnikiem Podhalańskim" Dalia Auda.
W łazience zastali używaną szczoteczkę do zębów, w szafkach były przyprawy, jedzenie czy leki, puste butelki po trunkach. W szafie męskie ubrania.
Kiedy rodzina rozglądała się po apartamencie, kotka, która przywitała ich już w momencie wejścia do pokoju, weszła na łóżko i... zaczęła rodzić, brudząc pościel krwią.
W pewnym momencie przyszedł jakiś mężczyzna. Powiedział, że musi zabrać z szafy napoje i zabrał bardzo dużo różnych butelek do wielkiej torby - dodaje turystka.
Rodzina, żeby ochłonąć, wyszła na spacer. Po powrocie zauważyli, że zniknęły pranie i męskie ubrania z szafy. Pojawiła się pani sprzątająca, która to wszystko ogarnęła. I pocieszyła turystów, że poprzednim razem jak sprzątała, było jeszcze gorzej.
Podjęliśmy decyzję, że nie robimy żadnej dopłaty. Spakowaliśmy się i tak jak staliśmy, wyszliśmy z tego apartamentu. Znaleźliśmy ofertę za podobne pieniądze na Jaszczurówce - oświadczyła pani Dalia.
Kobieta zapowiedziała, że będzie żądać zwrotu 728 zł, jakie wydała na ten pobyt. Bo nie otrzymała tego, co znajdowało się w ofercie w internecie.
Interwencja w portalu rezerwacyjnym skończyła się stwierdzeniem operatora obiektu, że kobieta musiała dopłacić 300 zł, bo wynajęła domek z dwiema sypialniami dla dwóch dorosłych osób.
Ja nie dopłaciłam, bo w tym pomieszczeniu nie dało się przebywać bez wymiotowania. Najgorszy był poród kota i ten odór z piekarnika. Plus te wszystkie lepkie od brudu sprzęty i porozstawiane graty - stwierdziła pani Dalia.
"Tygodnik Podhalański" usiłował się skontaktować z operatorem. Na telefony nie było odzewu, a na SMS zarządca obiektu odpisał zaczepnie "Fajnie się bawisz?".
Według informacji w sieci, obiekt funkcjonuje już od 2008 roku. Jednak opinii o tym miejscu jest zaskakująco mało.
Jednak nawet wśród nich można znaleźć takie, które wskazują na podobne przeżycia, jak u pani Dalii i jej rodziny.
Masakra. Nie polecam, syf i mogiła. Po przyjeździe na łóżku kupa kota i w ogóle śmierdziało na odległość. Obsługa bardzo, bardzo niemiła. Z dzieckiem o godzinie 00:30 pani kazała nam się wynosić z hotelu twierdząc, że jestem niemiła i powiedziałam swoje zdanie. W środku nocy wezwała ochronę i nasze walizki wystawiła za drzwi. Musieliśmy w środku nocy z dzieckiem szukać hotelu. Trzymajcie się z daleka - brzmi jedna z opinii.