ORP Orzeł, jedyny okręt podwodny w MW RP, znowu będzie poza służbą. Portal trójmiasto.pl opisuje, że Orzeł idzie do kolejnego remontu i wylicza długą listę koniecznych napraw: prace konserwacyjne i naprawę kadłuba, zbiorników wysokiego ciśnienia, balastowych, paliwowych, hydrauliki sterowej i ogólnookrętowej, a także systemu wydechu spalin.
Po wycofaniu z użycia na początku stycznia dwóch okrętów Kobben "Orzeł" pozostał jedynym okrętem podwodnym dostępnym marynarce. Kobbeny nie przedstawiają już wartości bojowej, aczkolwiek formalnie bandery jeszcze nie opuszczono. Teraz "Orzeł" trafi do stoczni. Oznacza to, że polska część Bałtyku, przez nie wiadomo jak długi okres remontu, nie będzie pilnowana przez polskie siły podwodne.
36-letni "Orzeł" okres świetności ma za sobą. Jest mocno wyeksploatowany, używane na nim systemy i mechanizmy starzeją się, a ponieważ jest produkcji rosyjskiej, niełatwo znaleźć także ludzi, którzy byliby w stanie remontować i odnawiać technologię sprzed dekad. Co czeka Marynarkę Wojenną i Dywizjon Okrętów Podwodnych?
ORP Orzeł znowu w remoncie. "To wstyd"
Marynarze, którzy pływali na okrętach podwodnych, robią dobrą minę do złej gry. Wiedzą, że sytuacja całej Marynarki Wojennej jest trudna. A Dywizjonu Okrętów Podwodnych, dziś składającego się z jednego okrętu - tragiczna. Po wycofaniu w styczniu dwóch Kobbenów i oddaniu "Orła" do remontu, Dywizjon istnieje, ale w zasadzie na papierze.
Skoro nie możemy pływać pod wodą to nie mamy wiedzy z tego obszaru. Ze zbioru x ubyły trzy elementy. No to jak jest? Lepiej czy gorzej? Ale powiedzmy, że jakoś dałoby się tę lukę załatać. Np. przesuwając kilka samolotów sił powietrznych – gdybyśmy posiadali maszyny do takich działań przystosowane – by zintensyfikowały działania patrolowe i wykrywały potencjalne zagrożenie używając pław, boi czy sonarów. Mamy wyłom w zdolnościach. Będąc na własnym terenie, we własnych wodach, których powinniśmy pilnować a tego nie robimy - mówi o2.pl doświadczony "podwodniak".
Przekonuje, że to, co dzieje się dookoła, jest wstydliwe dla różnych grup. Dla polityków, którzy nie podejmują działań, społeczeństwa, niewywierającego nacisków na polityków, oraz dla samych marynarzy, że nie mówią o potrzebach ich rodzaju sił zbrojnych.
Jak ocenia, jesteśmy obecnie w fazie zwijania marynarki podwodnej. Na horyzoncie majaczy program Orka (pozyskanie nowych okrętów), ale majaczy tak od lat. Nasz potencjał podwodny się zmniejsza. W kwestii samego "Orła" zaś dodaje, że brakuje wykonawców do tych napraw, bo, jak mówi, "nie jest tak, że mamy w Polsce firmy, które zrobią to od ręki".
Nasza Marynarka Wojenna nie jest, nazwijmy to, w stanie rozkwitu. Okręty są coraz starsze, są wycofywane, nowych jest mało. Ale jeśli będą się rozwijać np. okręty przeciwminowe, jeśli uda się wprowadzić nowe fregaty i przeprowadzić program Orka, to za 20 lat będziemy wspominać ten czas jako okres wielkiej smuty. Na dziś jest dawno po ostatnim dzwonku. Na dziś zadania obrony ojczyzny są trudne do spełnienia, bo za bardzo nie mamy czym jej bronić - kończy smutno nasz rozmówca.
Bez okrętów, bez planu, bez pomysłu
Podobnego zdania jest dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej", Dawid Kamizela. W rozmowie z o2.pl mówi, że choć okręty podwodne są narzędziem służącym walce, to wypełniają lub mogą wypełniać także wiele innych zadań, niezwiązanych z pierwotnym przeznaczeniem.
W czasie kryzysu wykorzystuje się okręty podwodne do działań dozorujących, nadzorujących to, co się dzieje pod wodą. Można dzięki nim choćby sprawdzać to, co dzieje się np. przy budowie podmorskich instalacji i urządzeń. To bardzo przydatne narzędzia. Pod warunkiem, że są nowoczesne - mówi Kamizela.
Wskazuje też, że nawet utratę okrętów i możliwości wynikających z ich użytkowania, można byłoby jakoś "przeżyć". Pod warunkiem, że wojsko i decydenci polityczni mieliby plan zastąpienia okrętów w racjonalny sposób.
Powiedzmy, że w tej chwili całkowicie utraciliśmy zdolności podwodne. Gdyby to było zrekompensowane - doposażeniem obecnie posiadanych okrętów nawodnych np. Ślązaka do zadań ZOP, czy zwiększonym zakupami śmigłowców zwalczania okrętów podwodnych czy samolotów patrolowych, można by przynajmniej uznać że jest to częścią jakiegoś planu - przekonuje Dawid Kamizela.
Polska racja stanu
Nadziei na poprawę tego stanu rzeczy nie widzi poseł Lewicy, Andrzej Rozenek z Sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Dodaje, że mówienie w niektórych środowiskach o nieprzydatności okrętów podwodnych do działań na Bałtyku jest szkodliwym mitem.
Przede wszystkim nieprawdą jest, że Bałtyk jest złym morzem dla okrętów podwodnych. To mit. Przez różny poziom zasolenia i wiele zanieczyszczeń na dnie, okręty podwodne mogą się całkiem zręcznie kryć w Bałtyku. Posiadanie okrętów podwodnych jest więc polską racją stanu. Nie do działań ofensywnych, a dla ochrony szlaków handlowych. A modernizacja tego fragmentu leży i kwiczy od wielu lat - twierdzi polityk.
Póki co, sytuacja wygląda więc tak, że mamy okręty stare, niesprawne lub kończące swój okres żywotności. Na nowe albo nie ma pieniędzy, albo trafią do Polski za wiele lat. Wtedy, kiedy ostatni marynarze, pamiętający służbę na "Orle" będą odchodzić na emerytury. A Marynarce Wojennej pozostanie, jak brzmią słowa jej hymnu, "z honorem na dnie lec".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.