Do tragicznego wypadku doszło, gdy Radek, 27-letni instruktor snowboardu, szkolił grupę licealistów na stoku w ośrodku narciarskim we włoskim Bormio. W młodego mężczyznę wjechał inny narciarz, który - jak wynika z relacji świadków zdarzenia - natychmiast odjechał, nie udzielając pomocy poszkodowanemu mężczyźnie.
To właśnie świadkowie, w tym nastoletni uczniowie Radka, natychmiast zareagowali, udzielając pierwszej pomocy i wzywając ratowników. Poszkodowany mężczyzna został przetransportowany do szpitala w Sondalo, gdzie przebywa do dziś.
Czytaj także: Dramat na stoku. Dziewczynka spadła z wyciągu
Jego stan jest cały czas ciężki, Radek jest wciąż w śpiączce farmakologicznej. Na razie nic się nie zmienia - powiedział "Faktowi" przyjaciel poszkodowanego Polaka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sprawcą wypadku był Polak?
Choć od wypadku minęły dwa tygodnie, nadal nie udało się ustalić, kim był sprawca. Pojawiły się jednak nowe informacje na ten temat. Obecnie poszukiwany jest mężczyzna około 60-letni, z siwymi włosami i wąsami, który miał na sobie czerwoną kurtkę, czarne spodnie, a także ciemny kask i narty z czerwonymi elementami.
Świadkowie twierdzą, że sprawca mówił po polsku i zjeżdżał w towarzystwie dwóch kobiet. Informacje te potwierdza opiekunka wyjazdu, która była obecna na miejscu zdarzenia.
Czytaj także: Poszukiwany snowboardzista w zielono-czarnej kurtce. Na stoku spowodował groźny wypadek
To byli Polacy. Do zdarzenia doszło gdy Radek prowadził zajęcia na wyjeździe z moimi licealistami. Prowadził grupę 14-15 latków - powiedziała kobieta, cyt. przez "Fakt".
Kobieta podkreśliła wzorową podstawę nastolatków, którzy zrobili, co mogli, żeby pomóc poszkodowanemu mężczyźnie, podczas gdy "przez dłuższy czas, NIKT z innych dorosłych na stoku nie zatrzymał się i nie próbował im pomóc".
Rodzina i przyjaciele Radka apelują o pomoc w zidentyfikowaniu sprawcy. Każdy szczegół może być kluczowy w tej sprawie. Osoby posiadające informacje na ten temat proszone są o kontakt pod numerem telefonu 514 249 004.