O sprawie informuje Gazeta Wyborcza. Dwa lata temu dyrektorka zgłosiła kurii, że ksiądz może dopuszczać się przestępstwa na tle seksualnego wobec nieletnich.
Czytaj także: Tabelka premiera Morawieckiego. Polacy przeżyją szok
Starsi uczniowie (z piątek, szóstej i siódmej klasy) skarżyli się, że ksiądz ich dotyka po udach, wkłada rękę między nogi i głaszcze po plecach - mówiła Wyborczej dyrektorka w ubiegłym roku.
Księdzem zajęła się prokuratura. Dyrektorka nie pracuje w szkole
Wobec duchownego wszczęto postępowanie wobec naruszenia art. 200 par. 1 Kodeksu karnego, czyli seksualnego wykorzystywania małoletniego.
Czytaj także: Czarnek atakuje Strajk Kobiet. Mówi o "dewiacjach"
Ostatecznie śledczy umorzyli dochodzenie. Ksiądz tłumaczył, że jego dotyk nie miał podtekstu seksualnego, a zdarzało mu się wyłącznie łapać uczniów za dłonie, gdy ci byli zdenerwowani.
Dla mnie i moich rodziców była to bolesna sprawa, bardzo cierpiałem. Nie miałem postawionych zarzutów. Nie było nic na rzeczy, a sam nie miałem możliwości wytłumaczyć się ze swojego zachowania - przekazał duchowny w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Kobieta, która nie pracuje już w szkole broni natomiast decyzji o nagłośnieniu sprawy.
Miałam obowiązek zgłosić podejrzenie przestępstwa. Brak reakcji z mojej strony to także przestępstwo. Nie jestem od tego, aby osądzać. Nie użyłam też słowa "molestowanie". Być może nastolatkowie źle czuli się w czasie, gdy dotykał ich ksiądz. Oni są w okresie dojrzewania - stwierdziła była dyrektorka placówki.
Ksiądz otrzymał wstępną propozycję powrotu do nauczania, ale zastanawia się, czy z niej skorzystać.
Na razie jeszcze nie wróciłem do szkoły, żeby uczyć. Być może tak się stanie, ale jeszcze będę o tym rozmawiał z osobami, które odpowiadają za szkołę - mówi duchowny, który jest jednocześnie proboszczem tamtejszej parafii.
Wyborcza zaznaczyła, że zarówno dyrektorka, jak i sam ksiądz postanowili zachować swoją tożsamość dla siebie i do wiadomości redakcji.