Wyobraźmy sobie fabrykę, która zatrudnia kilkuset ludzi. Nie obsługują oni maszyn, nie produkują, nie budują, ale zasiadają do komputerów i spędzają przy nich 11 godzin. W tym czasie osoby zatrudnione w fabryce zajmują się głównie pisaniem komentarzy. Kilkaset osób podczas dziennej zmiany, podobna liczba w późniejszych godzinach. Pracownicy różnią się wykształceniem, wiekiem, poglądami, ale wszyscy mają jeden, jasno wytyczony cel — wychwalać władze Kremla i podważać liberalne zachodnie wartości.
Ile można zarobić za taką pracę? Kokosów raczej z tego nie ma. Wynagrodzenie to ok. 40 tys. rubli. Tyle wystarczy, by ludzie redagowali wiadomości, tworzyli posty w mediach społecznościowych i stukali w klawiaturę, niejednokrotnie mając świadomość, jak absurdalne rzeczy wypisują w komentarzach. Podczas dniówki trzeba ich napisać 120. Ten, kto napisze więcej, zarobi więcej pieniędzy.
Praca nie jest pilna, siedź sobie, stukaj w klawisze te same bzdury przez 11 godzin — opowiadał w Radiu Swoboda jeden z byłych pracowników.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pierwsze informacje o ''fabryce trolli'' pojawiły się w rosyjskiej prasie (oczywiście niezależnej) już dekadę temu.
Gdzie żyją trolle? I kto je karmi. Specjalny reportaż z biura, gdzie nawijają makaron na uszy przez trzy zmian — napisała ''Nowaja Gazieta'' w 2013 roku.
Dziennik opisywał biura funkcjonujące w Petersburgu i Moskwie. Tam internetowi trolle pracowali bez wytchnienia, wychwalając Putina i mera Moskwy, Siergieja Sobianina. Krytykowali natomiast m.in. Aleksieja Nawalnego i USA.
W czasie pracy nad reportażem, dziennikarze udawali, że chcą się zatrudnić w Agencji Studiów Internetowych, znanej dziś jako ''fabryka trolli''. Wówczas zorientowali się, że rekrutację prowadzi pracownica firmy Concord, należącej do petersburskiego biznesmena Jewgienija Prigożyna.
Do wszystkiego się przyznał
Gdy kilka lat temu Amerykanie oskarżyli rosyjskie ''fabryki trolli'' o ingerowanie w wybory prezydenckie (FBI stwierdziło, że Rosjanie stali za kradzieżą danych obywateli USA i utworzeniem wielu fałszywych kont w mediach społecznościowych), ustalono, że to właśnie Prigożyn jest założycielem tego niechlubnego biznesu. Wówczas przedstawiciel oligarchy kategorycznie zaprzeczył.
W zapewnienia przedstawiciela Prigożyna uwierzyło niewielu. I słusznie, bo biznesmen właśnie przyznał, że to on stoi za ''fabryką trolli''. W rozmowie z dziennikarzami niemieckiego tygodnika "Der Spiegel", Prigożyn oświadczył:
Nigdy nie byłem jedynie sponsorem Agencji Studiów Internetowych. Wymyśliłem ją, stworzyłem ją, zarządzałem nią przez długi czas
Rosjanin dodał też, że Agencja Studiów Internetowych miała "chronić rosyjską przestrzeń informacyjną przed chamską agresywną propagandą antyrosyjskich tez z Zachodu".
Stworzenie ''fabryki trolli'' jest tylko jednym z wątpliwych osiągnięć Prigożyna. W ubiegłym roku biznesmen przyznał, że to on stoi za utworzeniem Grupy Wagnera. Rosyjskie media nazywają Prigożyna ''kucharzem Putina'', ponieważ dorobił się majątku na restauracjach, zamówieniach publicznych i cateringu dla dygnitarzy Kremla.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.