Czwartego sierpnia doszło do potężnego wybuchu saletry amonowej w porcie w Bejrucie, który zniszczył domy niemal 300 tys. ludzi. Eksplozja zmiotła z powierzchni ziemi szkoły, placówki medyczne, restauracje i wiele innych miejsc.
W Bejrucie wciąż trwają intensywne poszukiwania ofiar wybuchu. Jak donoszą zagraniczne media po 29 dniach od eksplozji wyszkolony pies ratowniczy wyczuł oznaki życia pod gruzami zniszczonego budynku w dzielnicy Gemmayzeh.
Potencjalnie nawet dwa ciała zostały wykryte przez kamery termowizyjne, uwięzione pod gruzami. Jedno małe zwinięte ciało i większe. Mniejsze ciało wykazywało pewne oznaki życia, zarejestrowano 18 oddechów na minutę, można było również wykryć słaby puls.
Francisco Lermanda, szef chilijskiego zespołu ratunkowego, podejrzewa, że ten kto został uwięziony w gruzach musiał być w śpiączce - informuje "The Telegraph".
Szanse, że ktokolwiek przeżyje tak długi okres pod gruzami, są bardzo małe, podkreśla pracownik organizacji pozarządowej zaangażowany w akcję ratunkową. Ale nie zerowe.
Zespół Topos Chile, który dokonał odkrycia, miał uratować już wcześniej poważnie odwodnionego i niedożywionego mężczyznę na Haiti. Został odnaleziony 27 dni po niszczycielskim trzęsieniu ziemi.
Czytaj także: Uczelnia Rydzyka dyskryminowała ateistę. Jest wyrok sądu
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.