O tym, że kupione przez nich grzyby są trujące, pani Diana i jej partner dowiedzieli się przypadkiem, szukając przepisów na smardze, które kilka godzin wcześniej, w niedzielę 23 kwietnia kupili na targowisku Olimpia w Warszawie.
Gdy zorientowali, że zamiast jadalnych smardzy, za kwotę blisko 50 złotych za kilogram kupili trującą piestrzenicę kasztanowatą, padł na nich strach.
Czytaj także: Kupiła na targu trujące grzyby. Teraz apeluje do Polaków
Tych grzybów sprzedawca miał na oko kilka kilogramów, zaczęliśmy się zastanawiać ile osób oprócz nas mogło je kupić - wspomina pani Diana.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdjęcie grzybów z informacją o tym, że są trujące wrzucili na lokalne grupy, w międzyczasie próbowali także dodzwonić się na policję.
Próbowaliśmy zgłosić sprawę na policję, jednak tam także nie wiedzieli, jak nam pomóc. W końcu mój partner zabrał zdjęcia grzybów i udał się bezpośrednio na komendę na Pradze. Policjanci zasugerowali nam, że najłatwiej będzie napisać info w mediach społecznościowych, co już wcześniej zrobiliśmy - opowiada.
W poniedziałek warszawianka skontaktowała się z powiatową stacją sanitarno-epidemiologiczną. "Po rozmowie przesłałam im zdjęcia, powiedzieli, że będą działać. Ale nie wiem, co to konkretnie znaczy". Warszawianka nie kryje też rozczarowania reakcją policji.
Myśleliśmy, że mogą to jakoś nagłośnić, wysłać lokalnie alert RCB, przecież są takie możliwości. A oni bezradnie rozłożyli ręce - komentuje.
Pani Diana mówi także, że po publikacji posta dostawała nieprzyjemne wiadomości. "Ludzie pisali, że jestem głupia i że skoro kupiłam grzyby, to mogę je sobie teraz zjeść. Ale wiadomo, że wszyscy są mądrzy kiedy sytuacja ich nie dotyczy. Pewnie gdybyśmy od razu zorientowali się, że grzyby są trujące, wezwalibyśmy patrol albo straż miejską na stragan. - dodaje.
Najbardziej cieszy ją jednak odzew osób, które tak jak ona kupiły tego dnia feralne grzyby. Ktoś dziękuje za obywatelską postawę, ktoś inny pisze, że w ostatniej chwili przeczytał post i załącza zdjęcie umytych, gotowych do obróbki grzybów, które dzięki niej wylądowały w koszu.
"To bardzo pocieszające, że do kogokolwiek udało się dotrzeć" - mówi warszawianka. Dodaje też, że widzi pozytywny aspekt tej sytuacji.
Gdybyśmy od razu na bazarze zorientowali się, że grzyby są trujące, pewnie po prostu byśmy ich nie kupili. A tak informacja poszła w świat i być może dzięki niej więcej osób zachowa ostrożność podczas zakupów - dodaje.
O komentarz poprosiliśmy funkcjonariuszy z Komendy Rejonowej Policji VI dla Pragi Północ, gdzie zgłoszono sprawę. Na odpowiedź czekamy.
Czytaj także: Pojawiły się w Bieszczadach. Leśnicy ostrzegają
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.