O sprawie pisze tabloid "Fakt", który rozmawiał z mieszkanką Zgierza. Kobieta chciała ugotować wyborny rosół, ale srogo się rozczarowała. Długo nie zapomni tej sytuacji.
Kupiła włoszczyznę na rosół. To, co w niej znalazła szokuje
Kiedy zorientowała się, jak dokładnie wygląda włoszczyzna ze sklepu, aż zaniemówiła. — Włosy stanęły mi dęba — opowiadała "Faktowi". Wzięła telefon i zrobiła kilka zdjęć.
W domu rozbroiłam pakiecik z włoszczyzną i zajrzałam do środka. Tam... biały, obrzydliwy nalot. Fuj! - mówiła dla tabloidu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta nie zamierzała odpuścić. Wróciła z felernymi warzywami do miejsca zakupu. Choć poprosiła o wymianę, to ekspedient od razu oddał jej pieniądze, jakie zapłaciła za włoszczyznę.
Podziękowałam za te 5 zł. "Rosół ma być dziś na stole, obiecałam rodzinie" odpowiedziałam i poprosiłam o inne warzywa - wyznała w "Fakcie".
Tak jak zażądała, otrzymała nowy, drugi zestaw. "Przekręciłam marchewki do zewnątrz i zobaczyłam... oczywiście, znów pleśń! Cóż, rosołu na obiad nie było" - podsumowała.
"Fakt" skontaktował się z dietetyczką Teresą Mieszczańską. Poprosił ją o komentarz w sprawie pleśni. "Jeśli gołym okiem widzimy, że zaatakowany przez pleśń jest tylko kawałeczek marchwi czy truskawki, to wcale nie oznacza, że można go odkroić i spokojnie zjeść resztę" - wyjaśniła specjalistka.
Gdy zauważymy kilka zielonych kropeczek, musimy zapomnieć o oszczędności i od razu wyrzucić dany produkt do kosza - dodała.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.