10 września jeden z mieszkańców Lubonia zgłosił na policję dość nietypowe zdarzenie. Utrzymywał, że z nieba spadł metalowy przedmiot, który odbił się od bramy podwórka i trafił w jego auto.
Jak podaje Gazeta Wyborcza, sprawą zająć musiała się żandarmeria. Okazało się, że na przedmiocie można było zauważyć napis "Lockheed Martin". Oznaczało to, że jest to przedmiot wojskowy.
Właściciele po przedmiot zgłosili się dość szybko. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego zdążyła zauważyć, że jeden z samolotów F-16 pozostawił za sobą niebezpieczną zgubę.
Głos w sprawie zabrała kapitan Anna Issel, oficer prasowa 2. Skrzydła Lotnictwa Taktycznego w Poznaniu, któremu podlega baza w Krzesinach. W rozmowie z dziennikarzami przyznała, że faktycznie doszło do takiego wypadku.
Jeden z samolotów lecących na poligon w Nadarzycach zgubił element uzbrojenia treningowego. Zdarzenie nie stanowiło zagrożenia dla lotu, więc ćwiczenia były kontynuowane. Kapitan Anna Issel powiedziała również, że nikt nie wie, jak doszło do odłączenia elementu.
Mieszkańcy Lubonia jednak wstrzymali oddech. Nie wiadome było, czy porzucony element nie był niebezpieczny. Mógł wyrządzić też więcej szkód, niż zniszczyć tylko samochód. Jak podaje Fakt, szkody wyceniono na 2,5 tys. zł.
Czytaj także: Jeszcze rok. Twórca nowiczoka o Nawalnym
Wojsko wszczęło już odpowiednie procedury. Nie wiadomo, czy sprawą zajmować się będzie również prokuratura. Loty F-16 będą kontynuowane.