We wtorek 4 sierpnia z lotniska w Poznaniu pasażerowie mieli udać się na Majorkę. Dla wielu była to podróż na upragnione wakacje. Lotu jednak nie zapomną do końca życia, a to przez pechowe zdarzenia.
Dwa awaryjne lądowania samolotu
Na podróżujących czekał Embraer E195 należący do LOT-u. Pierwszy raz maszyna wzbiła się w powietrze około godziny 6 rano. Chwilę później jednak samolot zderzył się z ptakami. Pilot postanowił wrócić na lotnisko w Poznaniu, by sprawdzić, czy nie doszło do uszkodzenia silnika.
Kontrola wykazała, że z maszyną wszystko jest w porządku. Można było zatem ponownie wylecieć na Majorkę. Samolot jednak po raz drugi miał bliskie spotkanie z ptakami.
Pilot znowu nie chciał ryzykować i podjął decyzję, że wyląduje w Warszawie na Lotnisku Chopina. W międzyczasie LOT przygotował samolot zastępczy. Pasażerowie w kierunku Majorki wylecieli po godzinie 11 i tym razem dotarli bez problemów.
Kapitan samolotu wyszedł do pasażerów i dokładnie wytłumaczył, co się stało. To było oczywiste, że dwukrotne zderzenie z ptakami nie było dla nich miłym przeżyciem - komentuje w "Rzeczpospolitej" Krzysztof Moczulski, rzecznik LOT-u.
Najważniejsze, że nic się nie stało. Zderzenie samolotu z ptakami mogą być bardzo niebezpieczne. Dlatego nikt nie powinien narzekać, że pilot wolał dmuchać na zimne.
Czytaj także: