O sprawie pisze szerzej dzienniklodzki.pl. Przypomina, że koszmar rodziny rozegrał się już przeszło pięć lat temu. Pewien mężczyzna z Łodzi pechowo został użądlony przez dużego owada, najpewniej przez - zdaniem wielu świadków incydentu - szerszenia. Wystąpiły u niego objawy wstrząsu anafilaktycznego.
Niemal natychmiast podano mu adrenalinę, co nie poskutkowało zgodnie z oczekiwaniami. Nieszczęśnik zmarł.
Lekarz wypisujący kartę zgonu wpisał jako przyczynę zgonu, że zmarły chorował na nadciśnienie i cukrzycę - czytamy teraz na dzienniklodzki.pl. Co gorsza, nie przeprowadzono sekcji zwłok mężczyzny.
Zmarł po użądleniu przez szerszenia. Sąd wydał wyrok
Po tragedii żona zmarłego udała się do firmy ubezpieczeniowej i poprosiła o wypłatę odszkodowania z tytułu śmierci na skutek nieszczęśliwego wypadku. Takie bowiem ubezpieczenie miał wykupione i opłacone jej mąż.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ubezpieczyciel nie zgodził się jednak na wypłatę. Podał jeden powód. Przytoczył zapis z karty zgonu, gdzie umieszczono, że zmarły chorował na nadciśnienie i cukrzycę. Kobieta nie zamierzała tego tak zostawić. Skierowała sprawę do Sądu Rejonowego w Łodzi (Śródmieście).
W toku postpowania przesłuchano m.in. świadków użądlenia mężczyzny i lekarzy udzielających mu pomocy. Niedawno w końcu zapadł wyrok Sądu Rejonowego. Ten był korzystny dla wdowy. Zgodnie z jego treścią firma ubezpieczeniowa musiała bowiem wypłacić kobiecie odszkodowanie (czyli 39 tys. zł wraz z odsetkami za niemal trzy lata).
Od tego orzeczenia odwołał się ubezpieczyciel. Zdaniem Sądu Okręgowego apelacja była bezzasadna. Wyrok sądu (drugiej instancji - przyp. red.) jest prawomocny - czytamy na dzienniklodzki.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.