"The Washington Post" ujawnił materiały amerykańskiego wywiadu. Wynika z nich, że na rosyjsko-ukraińskiej granicy przebywa około 70 tys. rosyjskich żołnierzy. Na zaprezentowanych zdjęciach satelitarnych widać też artylerię i czołgi. USA ostrzegają, że ich liczba w najbliższym czasie może się zwiększyć nawet dwukrotnie.
Rosyjsko-białoruskie ćwiczenia
Rosyjskie wojska przebywają też na terenie Białorusi. Od 1 grudnia trwają tam "wspólne ćwiczenia" z Rosją. Minister obrony tego kraju zwrócił uwagę na "aktywną militaryzację krajów sąsiadujących z Białorusią".
Zaniepokojenie na Ukrainie wzrosło jeszcze bardziej po tym, jak niemiecki dziennik "Bild" ujawnił szczegółowe plany rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Atak miałby być przeprowadzony w trzech etapach, Ukraina miałaby być zaatakowana również z terytorium Białorusi.
Czytaj także: Rosja zaatakuje Ukrainę? Ostra reakcja rosyjskiego MSZ
"Niedopuszczalne"
Do tych informacji odniósł się białoruski przywódca Alaksandr Łukaszenka. W rozmowie z państwową agencją Belta powiedział, że Zachód jedynie szuka przyczyn, aby po raz kolejny oskarżyć Rosję. Dodał, że nikt w tym kraju nie planuje atakować Ukrainy.
To, co tam [na Ukrainie - przyp. red.] się dzieje i to, co NATOwcy i Amerykanie chcą zrobić, jest niedopuszczalne nie tylko dla Rosji, ale i dla nas, bo jesteśmy tuż obok - powiedział Łukaszenka.
Czytaj także: Polskie władze będą wściekłe. Papież ostro o uchodźcach
"Wiele się zmieni"
Po chwili dodał: "Myślę, że po Nowym Roku będą jakieś rozwiązania. I myślę, że będą bardzo duże". Łukaszenka powiedział, że w ciągu najbliższego miesiąca "wiele się zmieni", a te "rozwiązania" dotkną tereny od Morza Czarnego do Bałtyckiego. Łukaszenka nie doprecyzował, o co konkretnie mu chodzi.