Alaksandr Łukaszenka musi otaczać się świtą ochroniarzy, co jest cechą charakterystyczną dyktatorów. Zwłaszcza, gdy ich władza chwieje się w posadach. Tak jest w przypadku samozwańczego prezydenta Białorusi, który nie jest uznawany przez władze demokratycznego Zachodu i równocześnie musi robić to, co nakaże mu Władimir Putin.
Łukaszenka nie przestaje zadziwiać. "Małysz" w jego obstawie
Ostatnie publiczne wystąpienie Łukaszenki stało się podstawą do drwin z przywódcy Mińska. W jego świcie, wśród wielu pracowników służb specjalnych, można dostrzec kobietę. Otrzymała ona bardzo nietypowe, ale ważne zadanie. Przyszło jej nieść na rękach psa należącego do białoruskiego dyktatora.
"W służbach specjalnych Łukaszenki pojawiła się nowa rola - transporter dla psów" - ocenił całą sytuację w sposób szyderczy portal NEXTA.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Część komentujących nagranie z Łukaszenką zwróciła uwagę nie tyle na psa, co sporą liczbę Białorusinów obecnych na spotkaniu z przywódcą. "Sporo aktorów mają tam na Białorusi" - ocenił jeden z użytkowników Twittera i dodał, że ludzie z Hollywood chętnie zrobiliby z nimi wywiady.
"Ile zapłacili tym ludziom za przyjazd na spotkanie z Łukaszenką? Normalni ludzie zwykle nie machają do dyktatora" - dodał kolejny.
To nie pierwszy raz, gdy pies Łukaszenki pojawia się w mediach. Na początku 2021 roku w trakcie wywiadu dla rosyjskiej telewizji państwowej dyktator pozwolił mu wejść na stół. Zdradził wtedy, że nazywa swojego pupila "Małysz", co po rosyjsku oznacza "Maluch". Samozwańczy prezydent dodał, że tak samo zwraca się do swojego syna Nikołaja.
- Nie obrażam się o to, przyzwyczaiłem się - odpowiedział Nikołaj Łukaszenka, syn białoruskiego dyktatora.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.