W ubiegłym tygodniu Sejm przegłosował zmiany w Kodeksie karnym. Zmiany te, roboczo nazwane ustawą antyszpiegowską, podnoszą m.in. wymiar kar za to przestępstwo. Za udowodnienie działalności na rzecz obcego wywiadu grozić może nawet dożywocie.
Ale to niejedyne zmiany. Wprowadzony został również zakaz fotografowania niektórych obiektów. Chodzi - jak zapisano w projekcie nowelizacji - o obiekty "szczególnie ważne dla obronności lub bezpieczeństwa państwa". Oznacza to, że za robienie zdjęć niektórych budowli można będzie dostać mandat. A nawet zostać zatrzymanym.
Nie dotyczy to tylko tak oczywistych miejsc, jak tereny wojskowe. Te oznaczone są stosownymi tablicami o zakazie fotografowania od dawna. Podobnie zresztą jak wojskowe lotniska czy poligony. Teraz katalog zostanie prawdopodobnie znacznie rozszerzony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czego nie można fotografować? Wykaz jest, ale tajny
Warto zaznaczyć, że zgodnie z zapisami Ustawy o obronie Ojczyzny istnieje wykaz obiektów szczególnie ważnych dla obronności lub bezpieczeństwa państwa. To obiekty, które mogą być chronione przy pomocy wojska. Wykaz ten pozostaje niejawny. Można jednak w ciemno przyjąć, że są w nim zawarte takie obiekty, jak rafinerie i zakłady przetwórstwa ropy czy gazu, elektrownie, elektrociepłownie, duże węzły transportowe czy ważne dworce kolejowe lub porty.
Trzeba mieć świadomość, że obecnie nie ma przepisów zakazujących dokumentowania audio-video budynków np. policji czy jednostek wojskowych, wjeżdżających i wyjeżdżających z nich i do nich pojazdów czy wchodzących i wychodzących z nich ludzi. Mamy lukę prawną. Ta nowelizacja ma w pewnym sensie załatać tę lukę - mówi o2.pl dr Michał Piekarski z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego.
Przyznając, że jest to krok w dobrą stronę, sygnalizuje też inną kwestię. Obiekty infrastruktury krytycznej nie muszą podpadać pod elementy systemu niezbędnego do wysiłku obronnego państwa. Może się pojawić sytuacja, w której będziemy mieli do czynienia z obiektem infrastruktury krytycznej, który nie będzie podpadał pod wspomniany wyżej wysiłek obronny państwa. Dlatego też Piekarski wyraża żal, że obecna nowelizacja dotyczy tylko jednej kategorii obiektów.
Nałożone ograniczenia pomogą nam odfiltrować to, co jest realną działalnością szpiegowską. Wyobraźmy sobie sytuację, że np. Rosja chce udokumentować to, co dzieje się w jakiejś jednostce wojskowej. Mając ograniczone środki satelitarne, łatwo jest dokumentować działania żołnierzy przy pomocy rejestrowania obiektów. I teraz mamy narzędzie, które umożliwi nam większą kontrolę nad obiektami i ludźmi, którzy próbują je dokumentować - mówi dalej dr Piekarski.
Nadmienia, że kiedy idziemy na koncert, godzimy się, że możemy zostać przeszukani. Kiedy lecimy samolotem, godzimy się na przeszukanie i zdanie bagażu. A jadąc samochodem, musimy liczyć się z tym, że zostaniemy zatrzymani do rutynowej kontroli drogowej.
W tym przypadku mamy podobną sytuację. Musimy mieć świadomość, że istnieją obiekty istotne dla bezpieczeństwa państwa, a ich rejestrowanie lub dokumentowanie ich działalności może być przez to państwo źle widziane. I ta zmiana daje państwu możliwość przeciwdziałania i eliminacji takich zachowań.
Trudno będzie mówić o sytuacji, w której osoba wykona zdjęcia jakiegoś obiektu i dowie się, że popełniła wykroczenie. Co da z kolei władzom i służbom możliwość realnego odsiewania tych, którzy mają ochotę zrobić ładne zdjęcie na użytek swoich profili w mediach społecznościowych, od tych, którzy wykonują pewne określone zadania, niekoniecznie na rzecz państwa polskiego.
Przykład zapory wodnej w Nowej Kachowce wskazuje, że taka budowla też może zostać wykorzystana jak "broń". Po co więc dawać potencjalnemu wrogowi do ręki możliwość zbadania jej właściwości? Napisanie nieskomplikowanego algorytmu mającego wyławiać z otwartych źródeł, takich jak media społecznościowe, zdjęcia wskazanych budowli, raczej nie nastręczy trudności ludziom z rosyjskich czy białoruskich służb.
Sensowne zapisy, "ale"
Były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk Maciej Matysiak także mówi o sensowności zapisów prawnych. W jego ocenie, widząc zapisy nowelizacji, można wyciągnąć dwa wnioski. Po pierwsze, ludzie nie rozumieją, że tam, gdzie jest zakaz fotografowania, realnie nie można robić zdjęć. Po drugie, nasuwa się wniosek, że nie ma katalogu obiektów, które są takim zakazem objęte. Dlaczego?
Bo wniosek o wydanie zgody na dokumentowanie wydawać ma minister obrony, i to nie tylko w kontekście obiektów wojskowych - mówi o2.pl oficer.
Niemal każdy ma dziś telefon z kamerą i aparatem i może wykonywać zdjęcia i filmy. A co w takim razie z dronami, które też można wyposażyć w kamerę? Płk Matysiak dodaje, że brakuje mu także zapisu o włączeniach niektórych obszarów spod obrębu widoczności takich systemów, jak Google Earth i podobnych.
Nie wylejmy dziecka z kąpielą
Dlatego, jak przekonuje, chcąc egzekwować taki przepis, trzeba się zastanowić i zachować zdrowy balans między prawem a życiem. Trzeba byłoby np. oznaczeń nie tylko samego budynku, ale całej strefy otaczającej obiekt. Nie dyskutuje on bowiem z tym, że obiekty należy chronić. Ale, jak wskazuje, co do zasady powinno się jasno i konkretnie zdefiniować tego, co powinno być chronione.
Nie wylejmy dziecka z kąpielą. Kierunek jest dobry, ale trzeba wdrożyć jeszcze właściwą egzekucję zapisu prawnego. Mówię w tym przypadku o mocy sprawczej. Super, że będzie tablica z zakazem fotografowania. Ale to nie jest wszystko. Trzeba wydzielić siły i środki do egzekucji tego. Powinien powstać cały złożony i komplementarny system bezpieczeństwa - dodaje płk Matysiak.
I podkreśla, że "diabeł tkwi w szczegółach". W tym przypadku, jak przekonuje, za literą prawa powinny iść zalecenia dla innych ministrów: spraw wewnętrznych, zdrowia (bezpieczeństwo systemu opieki medycznej), infrastruktury (porty, elementy systemu energetycznego). Ruch ten wygląda, jak mówi Matysiak, na oderwany od reszty systemu bezpieczeństwa. Może więc jest to dobry czas, jak dodaje, na przemyślenie jego całokształtu?
"Lipa pod publiczkę"
A jednak nie wszystko, co zapisano w nowelizacji, budzi pozytywne odczucia. Pragnący zachować anonimowość pracownik branży security z wieloletnim doświadczeniem mówi o2.pl krótko: lipa pod publiczkę. Wskazuje prosty przykład: co np. z kierowcą, który mając zamontowaną w samochodzie kamerę, przejdzie obok koszar i trafi na patrol Żandarmerii Wojskowej lub policji?
Policja, Żandarmeria i inne służby, choćby np. Straż Ochrony Kolei, będą ścigać zwykłych ludzi, którzy przypadkiem zrobili zdjęcie czegoś, czego nie powinni. A prawdziwy profesjonalista kupi teleobiektyw za kilkadziesiąt tysięcy złotych i będzie z oddali dokumentował to, co chce udokumentować - wzdycha ciężko nasz rozmówca.
Podaje też inny przykład. Zakaz ten może się stać wielkim problemem z Google (i rządem USA) i kilkoma innymi potentatami na rynku map. Dlaczego? Bo nagle może okazać się, że Street View ujawnia tajemnice, a zdjęcia tam zamieszczone zrobiono nielegalnie, więc rozpocznie się "polowanie" na samochody Google'a.