Jak podaje informator "Gazety Wyborczej", gdy we wtorek, 9 stycznia wieczorem Służba Ochrony Państwa (SOP) wprowadziła do pałacu prezydenckiego 14 policjantów, którzy dokonali zatrzymania byłych ministrów rządu PiS, Andrzej Duda "był najpierw w szoku, a potem wpadł we wściekłość".
Prezydent wyzywał nawet członków swojej bezpośredniej ochrony. Kazał im się wynosić. Dowódcy zabezpieczenia wprost zarzucił udział w spisku - relacjonował oficer SOP w rozmowie z dziennikarzami gazety.
Te słowa oficera potwierdza osoba z obsługi Kancelarii Prezydenta. - Potwierdzam, pojawiły się nawet pomysły, by zrezygnować z ochrony i w miejsce SOP przyjąć np. Żandarmerię Wojskową. Oczywiście, nie pozwala na to ustawa. SOP-owcy muszą chronić prezydenta, nawet jeśli on każe im wyjść - wyjaśnia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mało tego według informatora w pałacu mają istnieć obawy, że obecny rząd do ekipy chroniącej prezydenta "wsadzi swoich ludzi", albo już zdążył się porozumieć z tymi, którzy przy Andrzeju Dudzie pracują.
Dowodem na to miało być zachowanie ppłk. Bartłomieja Hebdy, wiceszefa SOP i drugiego zastępcy szefa tej służby, płk. Krzysztofa Króla. Mężczyźni przyszli do pałacu i poprosili, by Wąsik z Kamińskim zeszli na dół. Po chwili doszło do aresztowania.
W przekazanych informacji przez gazetę wynika, że w otoczeniu prezydenta panuje przekonanie, iż obaj pułkownicy mają nadzieję, że "zdradzając" prezydenta, utrzymają się na swoich stanowiskach przy nowej władzy.
Andrzej Doda też podejrzewać ma, że to też była część spisku, bo jego kolumna podjechała od wejścia głównego, a zatrzymanych wyprowadzono z drugiej strony pałacu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.