Na długo zapamiętają lot pasażerowie lecący w środę z Turynu do Lamezia Terme. Na pokładzie maszyny należącej do firmy Ryanair, doszło bowiem do prawdziwej tragedii. Jak informuje "Daily Mail", chwilę po starcie o 11:33, jeden z pasażerów miał dostać silnego ataku serca. Pomimo szybkiej resuscytacji i użycia defibrylatora życia mężczyzny nie udało się uratować.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdy pilot dowiedział się, co dzieje się na pokładzie, zdecydował o zawróceniu maszyny. W efekcie lot trwający zwykle około dwóch godzin nie został ukończony. Mimo że od startu do lądowania minęło zaledwie 35-minut, akcja ratowników znajdujących się na lotnisku była zbyt późna.
Na pokładzie znajdowała się ciężarna żona
Dramatu całej historii dodaje fakt, że wraz z 33-latkiem w samolocie znajdowała się jego ciężarna żona. Jeszcze przed startem, przydzielono jej jednak miejsce w innej części maszyny. Z tego powodu, będąca w czwartym miesiącu ciąży kobieta, nie widziała walki o życie swojego męża.
O tym, że jej partner nie żyje, dowiedziała się na lotnisku. Po usłyszeniu tej informacji kobieta doznała bardzo silnego szoku, w wyniku którego konieczne było przewiezienie jej do szpitala w Ciriè pod Turynem. Jak podaje Daily Mail, para wzięła ze sobą ślub w czerwcu ubiegłego roku. To, co miało ich połączyć, to wspólna miłość do podróżowania.
Tragiczna informacja z turyńskiego lotniska odbiła się szerokim echem w tamtejszych mediach. Szczególnie podkreślana jest spóźniona interwencja ratowników znajdujących się na ziemi. Jak się bowiem okazało, spowodowana ona była problemami z wjazdem służb na płytę lotniska. Jego władze jednak stanowczo temu zaprzeczają.