Osoby zadłużone, zarabiające najniższą krajową obecnie w zetknięciu z komornikiem mogą liczyć na pozostawienie do ich dyspozycji 75 procent wynagrodzenia.
Resztę pieniędzy na poczet długu może odebrać im wierzyciel. Ale jak alarmują sami komornicy, taka sytuacja stwarza wręcz patologiczne warunki do tego, jak skutecznie unikać oddania długu. Wprost nazywa to Rober Damski, komornik przy Sądzie Rejonowym w Lipnie
Czytaj także: Komornik zostawi więcej na koncie. Zmiany już od 1 lipca
Obecne przepisy umożliwiają kombinowanie, a ktoś komu są winni pieniądze czekają na nie bezskutecznie. Aktualny stan to patologia i trzeba ją zmienić - mówi komornik w rozmowie z "Gazetą Pomorską".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Taka sytuacja, jak wskazuje Rada Komornicza negatywnie wpływa na skuteczną ściągalność zadłużenia. Dobrze ilustrują to statystyki z ostatnich trzech lat. W 2020 r. 21,44 proc. należności pochodziło z wynagrodzenia za pracę, rok później już 19,58 procent, a w 2022 zaledwie 18, 89 procent.
I choć instytucje zajmujące się zawodowo egzekucją zadłużenia postulują w tej kwestii zmianę prawa, póki co zmienia się ono, ale na korzyść samych dłużników.
Wszystko za sprawą wzrostu płacy minimalnej, który nastąpi zgodnie z zapowiedziami 1 lipca 2024 roku. Wraz z tymi zmianami, paradoksalnie na kontach dłużników pozostanie więcej pieniędzy niż wcześniej, ponieważ najniższa płaca zostanie zwiększona do 4300 zł brutto miesięcznie, czyli 3261,53 zł netto,
Oznacza to, że od przyszłego miesiąca kwota wolna od zajęcia będzie wynosić 3225 zł.