Jak podaje "Gazeta Wyborcza", minister rolnictwa Grzegorz Puda zwolnił jednego ze swoich pracowników po tym, jak ten nie załatwił mu obsługi VIP na lotnisku. Przez to minister spóźnił się na ważne spotkanie.
Tym razem minister rolnictwa i rozwoju wsi udał się w podróż lotem krajowym z Warszawy do Rzeszowa dn. 5 sierpnia. Niestety, zapracowany minister wstawił się na lotnisku dość późno, bo dopiero około g. 19. Tymczasem to właśnie na g. 19 lot został zaplanowany. Z tego też powodu minister nie wsiadł na pokład.
"Gazeta Wyborcza" twierdzi, że minister był całą sytuacją bardzo zdenerwowany. Z wściekłością chwycił za telefon i zadzwonił do resortu. Wyjaśnił, co się stało. Powiedział, że nie załatwiono mu obsługi VIP, przez co stał w kolejce "jak reszta pasażerów". Tymczasem z obsługą VIP już dawno byłby na pokładzie samolotu w drodze do Rzeszowa.
Czytaj także: Ojciec Dudy wzburzony. "Te pieniądze się nam należą!"
Jak nie samolotem, to limuzyną. Minister i tak spóźnił się na spotkanie
Do lotniska wysłano limuzynę, która miała zabrać wściekłego ministra PiS.
Niestety, ten spóźnił się na zaplanowane spotkanie. Sytuacja tak bardzo go zdenerwowała, że jeszcze tego samego dnia o swoje stanowisko zaczął martwić się Adrian Maliszewski - inspektor ds. obsługi wyjazdów służbowych. "Gazeta Wyborcza" podkreśla, że jest to pracownik z 20-letnim stażem. Natomiast, jak dodaje związek zawodowy, inspektor Maliszewski był nagradzanym za swoją pracę w przeszłości.
Już 5 sierpnia usłyszałem: "Szykuj się na najgorsze". Nie pomogły tłumaczenia, że nikt mi nie zgłosił zapotrzebowania na obsługę VIP dla pana ministra. Mój przełożony twierdził, że wydał mi takie polecenie telefonicznie, mówiąc "proszę załatwić VIP-a dla pana ministra w Rzeszowie", ale ja sobie czegoś takiego po prostu nie przypominam - mówi "Gazecie Wyborczej".
Niestety, obecnie doświadczony pracownik pozostaje bez pracy. Został zwolniony.
Minister nie był zadowolony ze współpracy z Maliszewskim już wcześniej
Co warto odnotować, według wyników śledztwa "Gazety Wyborczej", już kilka razy w przeszłości minister rolnictwa nie był zadowolony z obsługi. Czy słusznie?
Jedna z takich sytuacji to wyjazd do Luksemburga. Inspektor Maliszewski miał mu wtedy zabukować hotel z "zaledwie czterema gwiazdkami". Potem przeniesiono Pudę do hotelu z pięcioma gwiazdkami, co poprawiło mu humor. W pierwszym za noc trzeba było zapłacić około 140 euro. W drugim - aż dwa razy tyle.
Zwolniony pracownik skomentował sytuację, stwierdzając, że nigdy nie był informowany o tym, jaki hotel czy obsługę życzy sobie minister. Za każdym razem trzeba było "zgadywać życzenia Pudy, myśleć do przodu, co jeszcze może być potrzebne, by go zadowolić", czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.