Od 2022 roku święta Bożego Narodzenia nie wyglądają już tak samo dla katolików mieszkających w ukraińskich miejscowościach. Nawet w Wigilię, w czasie pokoju, radości i refleksji, ludzie żyją w strachu przed rosyjskimi rakietami. Wiele rodzin zostanie rozdzielonych. Część już na zawsze.
Staramy się, aby nadal to był radosny czas. Jest on jednak przytłumiony. W czasie wojny nie ma już takiej euforii, uśmiechu. Nie ma takiej radości. Teraz każdy ma kogoś na wojnie. Niektórzy walczą na froncie. Zawsze pojawia się myśl, czy bliski wróci do domu. Chcemy jednak, żeby ta normalność zawładnęła sercami wiernych - wyjaśnia w rozmowie z o2.pl ks. Andrzej Draws.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ks. Andrzej przebywa w Ukrainie od 20 lat. Pięć lat temu został proboszczem w niewielkich Kresowicach. To miejscowość znajdująca się w pobliżu Mościsk w obwodzie lwowskim. Od granicy z Polską Kresowice dzieli zaledwie 15 km. Niby blisko, ale wojna całkowicie zmienia postrzeganie rzeczywistości.
Rodziny są rozbite. Część osób jest na froncie, część w Polsce. W naszej miejscowości zostało wiele matek z dziećmi. Niektórzy decydują się na wyjazd i tak przeżywają Wigilię. Od czasu rozpoczęcia agresji to trudny czas. Trzeba zmierzyć się m.in. z poborem do wojska. Służby chodzą po wioskach i szukają mężczyzn, których trzeba wysłać na front. Ludzie obawiają się, że nie zobaczą już swoich bliskich - tłumaczy duchowny.
Polski ksiądz zaznacza, że strach cały czas jest duży, choć jednocześnie sąsiedztwo z Polską trochę uspokaja. Mieszkańcy Kresowic są pewni, że Rosja nie zaatakuje NATO.
Cieszymy się, że jesteśmy blisko Polski. W pobliżu mamy sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej. Matka Boska nas chroni. Chcemy pokoju. Wspólnie. Modlimy się za Rosję. Jak to możliwe? Chcemy, aby się nawróciła - mówi ks. Draws.
Dodaje, że mieszkający tam Ukraińcy i Polacy "tworzą społeczną jedność". - Łączymy się w jednej sprawie. Razem śpiewamy po polsku i ukraińsku. Ukraińskie kolędy są piękne. Nie ma u nas różnicy, czy to Polak, czy Ukrainiec. Jesteśmy ludźmi - stwierdził.
Biednie, skromnie, ale wspólnie. Tak wyglądają święta w Ukrainie
Ks. Andrzej Draws wyjaśnia, że wizyty duszpasterskie w ukraińskich i polskich domach odbywają się normalnie. Kościoły są strojone, a na ulicach i w domach pojawiają się lampki. Dekoracje nie są jednak tak okazałe, jak jeszcze dwa lata temu. Dziś ludzie oszczędzają.
Nie ma co ukrywać, że w społeczeństwie jest biednie. Ciężko, nie ma pieniędzy, nie ma produktów. Od początku wojny stoły nie są już tak suto zastawione. Nadal kultywuje się jednak tradycje. W Wigilię podawane są potrawy polskie, bo w naszej wsi mieszkają głównie rodziny polskie i polsko-ukraińskie - wyjaśnia katolicki duchowny.
W Kresowicach jedna trzecia mieszkańców to osoby wyznania katolickiego. Pozostali wyznają prawosławie. W tym roku wszyscy będą świętować razem.
Jest trochę inaczej, bo cerkiew ukraińska przeszła na czas kalendarza gregoriańskiego i wszyscy mamy Boże Narodzenie w jednym czasie. Dotychczas obchodziliśmy czas świąt dwa razy. Najpierw prawosławni chodzili do kościoła, a później katolicy do cerkwi. Teraz będziemy świętować razem. Zjednoczy to nas jeszcze mocniej, nie będzie podziału na "polskie" i "ukraińskie" święta - mówi kapłan.
Najgorsza jest samotność
Rodziny z Kresowic i z okolic potwierdzają słowa księdza Andrzeja. Pochodząca z polsko-ukraińskiej rodziny Veronika Matush mówi wprost: w świętach po wojnie najgorsza jest samotność i rozłąka.
Główną różnicą między świętami sprzed wojny a tymi w czasie wojny jest to, że nie możemy być wszyscy razem. Zawsze było nas około 20 osób, a teraz część rodziny jest w Polsce, ogromnie tęskniąc za naszą tradycyjną Wigilią u babci. Kolejną zmianą jest to, że przy wigilijnym stole, zamiast rozmawiać o radosnych wydarzeniach, omawiamy, gdzie spadł kolejny pocisk i co słyszeliśmy w najnowszych wiadomościach - tłumaczy nam kobieta, która studiuje w Polsce.
Dodaje, że najtrudniej jest, gdy jej mama mówi, że "nie wiadomo, co będzie jutro". Wtedy wszyscy zdają sobie sprawę, jak ważny jest czas Bożego Narodzenia.
W tym szczególnym, rodzinnym czasie na chwilę udaje się zapomnieć o rzeczywistości, która nas otacza - mówi wprost kobieta.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl