W czasach, kiedy drożyzna łypie na nas groźnym okiem zz każdego rogu, miejsca, gdzie można tanio i obficie zjeść, są na wagę złota. Niestety, po przetestowaniu kilku barów mlecznych w Trójmieście straciłam nadzieję na treściwy posiłek kosztujący mniej niż 30 złotych.
Gdy byłam już pogodzona z przykrą rzeczywistością, szczególnie dla takich głodomorów jak ja, w mediach społecznościowych mignęło mi intrygujące ogłoszenie, które wydawało się wręcz nieprawdopodobne.
Dotyczyło baru z domową kuchnią w Gdyni. Jak wynikało z informacji podanych przez trójmiejskich blogerów kulinarnych, dwudaniowy obiad ma kosztować tam jedynie... 20 złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie byłabym sobą, gdybym tego nie sprawdziła. Tym sposobem wylądowałam w portowym mieście i ruszyłam na poszukiwania tego cenowego reliktu przeszłości, wciąż nie do końca dowierzając w jego istnienie.
Takie miejsca jeszcze istnieją. Tyle zapłaciłam za obiad
Według GPS-u bar o nieskomplikowanej nazwie "Kuchnia Domowa" znajduje się blisko centrum, przy ul. Portowej 8. Z łatwością go odnajduję. Lokal trudno przeoczyć, gdyż na budynku, w którym się mieści, wisi ogromny baner reklamowy. "Zestaw zupa + danie - 20 zł" - krzyczy czerwony napis. Czyli to prawda!
Na pierwszy rzut oka widać, że gdynianom miejsce to jest doskonale znany. W ogródku siedzi mnóstwo osób, w środku - jeszcze więcej. Pomieszczenie jest naprawdę spore, a mimo to prawie wszystkie stoliki są pozajmowane. Młodzi, starsi, rodziny z dziećmi - można tu spotkać cały przekrój społeczeństwa.
Kolejka do baru sięga drzwi wejściowych. Przynajmniej mam czas, by przyjrzeć się menu. Oferta jest wypisana kredą na tablicy i codziennie się zmienia.
Dziś do wyboru są dwie zupy: rosół i szczawiowa oraz pięć dań głównych: łopatka wieprzowa, kotlet mielony, pulpety w sosie pomidorowym, schabowy oraz naleśniki z twarogiem i musem z truskawek.
Dla mnie wybór jest prosty. Stawiam na króla polskich stołów, czyli oczywiście schabowego. Kolejka porusza się dość szybko, po złożeniu zamówienia klienci od razu dostają na talerz dania. I rzeczywiście płacą za nie jedyne 20 zł.
Przy kasie okazuje się, że zamiast szczawiowej dzisiaj w ofercie jest pomidorowa - w to mi graj. Sympatyczna pani wręcza mi tackę z zupą i ogromnym kotletem, ułożonym na polanych mięsnym sosem ziemniakach i dwóch surówkach. Wszystko wygląda i pachnie bardzo apetycznie.
Cudem udaje mi się znaleźć wolne krzesło, zasiadam więc do uczty. I tu odpływam do kulinarnego nieba. Warto było przyjechać do innego miasta i odczekać kilkanaście minut w kolejce, by zjeść nie tylko tani, ale i pyszny, prawdziwie domowy obiad.
Schabowy jest aromatyczny, a panierka chrupiąca. Surówki są dobrze doprawione, a użyte do nich składniki z pewnością świeże. "Pomidorówka" z ryżem smakuje prawie jak - nie przesadzając - babcina. Porcja zaś jest tak duża, że nie jestem w stanie jej zjeść w pojedynkę.
Po skończonym posiłku ogarnęło mnie poczucie błogiej sytości i równie błoga świadomość, że w tym kraju można jeszcze uczciwie zjeść, nie wydając fortuny. Choć znalezienie takich - niestety nielicznych - perełek nie jest łatwe, warto ich szukać i je doceniać. Na Portową 8 na pewno jeszcze wrócę.