Do sytuacji doszło 13 listopada w jednym z hoteli w Kaohsiung. Mężczyzna, który na co dzień pracuje na Tajwanie, ale jest obywatelem Filipin, otrzymał nakaz kwarantanny, który miał odbyć w jednym z hoteli - informuje Focus Taiwan.
Mężczyzna wyszedł podczas kwarantanny na chwilę ze swojego pokoju, choć kategorycznie mu tego zabroniono. Przez 8 sekund przemierzał korytarz, a następnie zatrzymał się i zostawił pakunek koledze, który także przebywał na kwarantannie tego dnia, w tym samym miejscu. Czyn ten jednak był według prawa bardzo niebezpieczny, wiążący się z wielkim ryzykiem z powodu wciąż trwającej pandemii.
Filipińczyk został ukarany mandatem. Wszystko zarejestrował bowiem monitoring, a pracownicy zdecydowali się o incydencie poinformować tajwański departament zdrowia. Władze postanowiły ukarać mężczyznę mandatem w wysokości 100 tys. dolarów tajwańskich, czyli 13 tys. złotych.
Sprawa była szeroko komentowana w mediach. Internauci zastanawiali się, dlaczego władze hotelu nie zlitowały się nad mężczyzną, który faktycznie dokonał przestępstwa, jednak ich zdaniem nie na tyle poważnego, aby karać go mandatem. Innego zdania jest społeczność na Tajwanie, która dobrze zna mentalność mieszkańców, a tego typu rygorystyczne podejście władz jest dla nich zrozumiałe i typowe.