To nie pierwszy taki przypadek w trakcie tej wojny i zapewne nie ostatni. Żołnierze walczący dla Rosji nie chcieli umierać za Władimira Putina, poddali się bez walki i czekali w okopach na przybycie Sił Zbrojnych Ukrainy. Jakież było zaskoczenie członków ZSU, gdy zobaczyli wrogów biernie czekających na ich nadejście...
Szybko przesłuchano rosyjskich żołdaków i szybko okazało się, że są nimi tylko z nazwy. Wcielono ich do wojska siłą, a cała grupa pochodziła z obwodu donieckiego. Można więc powiedzieć, że Ukraińcy zatrzymali swoich rodaków, którzy z jakichś powodów zostali na terenie obwodu donieckiego po 2014 roku. A teraz trafili na front.
I woleli się poddać, niż zginąć bezsensowną śmiercią w wojnie Władimira Putina.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Takich jeńców i takich przypadków jest więcej. Rosjanie masowo wcielają do armii ludzi mieszkających na terenach okupowanych, jak obwody doniecki, ługański czy Krym. I później takich "mobików" wysyłają na pierwszą linię frontu, gdzie czeka ich niechybna śmierć. Dopiero w drugiej kolejności do szturmu rusza regularna armia.
To dramat i sroga lekcja dla ludzi, którzy zostali po 2014 roku na terenach zaanektowanych przez Rosję i nie zdecydowali się wrócić do Ukrainy, by pozostać na jej terenach. Wielu miejscowych w Doniecku czy Ługańsku z radością witało rosyjską władzę, ale po dekadzie życia według "ruskiego miru" już wiedzą, że to był błąd.
Ostatnich niezdecydowanych wysłano na wojnę, gdzie są mięsem armatnim. To piękna zapłata za to, że dekadę temu kwiatami witali prorosyjskich separatystów.
Trzeba przyznać, że los okrutnie się na nich zemścił, ale w kluczowym momencie potrafili chociaż dokonać właściwego wyboru i zrezygnować z walki. W ukraińskiej niewoli będzie im lepiej, niż w armii Władimira Putina, za którego chcą chyba ginąć tylko szaleńcy. Rosja pokazała prawdziwe oblicze nie pierwszy i nie ostatni raz.
A ludzie, którzy uważali, że Ukrainy tak naprawdę nie ma i że jest częścią Federacji Rosyjskiej, będą już do końca życia wiedzieć, jak wygląda rzeczywistość.
W Ukrainie mieszkało do 2014 roku sporo takich obywateli, ale z biegiem czasu zaczęli rozumieć, że przywiązanie do "matki Rosji" to był duży błąd. To oni mieli witać kwiatami armię wkraczającą na tereny Ukrainy 24 lutego 2022 roku, ale sami chwycili za broń i ruszyli bronić ojczyzny. Teraz muszą walczyć z rodakami, których siłą wzięto do wojska.
Tak samo jak tysiące mieszkańców innych terenów i republik podległych Moskwie. Dla Putina i jego ludzi nie ma znaczenia, czy na wojnie giną Buriaci, Ukraińcy, Dagestańczycy czy Jakuci. On na razie nie chce ogłaszać masowej mobilizacji, bo musi wygrać wybory. A że armia potrzebuje żołnierzy na gwałt, cierpią ci, którzy bronić się nie mogą.