Przyrodnicy, jak co roku apelują, aby nie zabierać z lasów i pól młodych saren, jeleni, czy danieli. Ludzie kierując się różnymi pobudkami, często biorą do domu dziką zwierzynę.
Czytaj więcej: Pogrzeb Jacka Zielińskiego. Nie zostanie pochowany w trumnie
Ludzie widząc młodego zwierzaka bez matki myślą, że trzeba coś zrobić. Niektórzy to robią z dobrego serca, ale potem robi się problem, bo nie wiedzą co dalej. I dzwonią po lecznicach. A dzikie zwierzę niewłaściwie karmione może cierpieć. Gdy jedzie samochodem to jest dla niego ogromny stres - mówi podleśniczy Dawid Kontny z Nadleśnictwa Zamrzenica w woj. kujawsko - pomorskim, działający w Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ludzie zabierają je do domów
Do wspomnianego ośrodka trafia mnóstwo zwierząt wcześniej przygarniętych przez człowieka. Kontny podaje przykład z ostatnich dni, gdy kobieta przywiozła dwa pisklęta sowy puszczyk.
Zauważyła je, bo były same w lesie. Były zdrowe, bez żadnych obrażeń, nie wymagały opieki. Zabierając je, wyrządziła krzywdę. W okresie maja i czerwca młode ptaki wylatują z gniazd, uczą się życia. To normalne, że chcą sobie odpocząć. To funkcjonuje od lat - grzmi podleśniczy.
Kontny dodaje, że problem jest również w przypadku, gdy człowiek zabiera z lasów młode jelenie, czy nawet daniele. - Zdarza się to przyjezdnym z miasta. Zabierają do domu, ale potem zaczyna się problem, bo zwierzę wymaga fachowej opieki. I zaczynają szukać pomocy. To zwierzę mogło żyć spokojnie. To normalne, że jeleniowate chowane są przez dorosłe osobniki w wysokiej trawie. Matka jednak zawsze wraca na karmienie. Małemu nic się nie stanie, bo są pozbawione zapachu i drapieżniki nie wyczują go - tłumaczy o2 podleśniczy Dawid Kontny.
Do ośrodka trafiają też zabrane przez ludzi bieliki, bociany czarne, dudki.
Co grozi za zabranie zwierzęcia?
Należy wiedzieć, że zabranie zwierzęcia z lasu może zostać potraktowane jako akt kłusownictwa. Zwłaszcza w przypadku zwierząt chronionych.
Warto wiedzieć, że niewłaściwe karmienie może spowodować u dzikich zwierząt problemy żołądkowe i biegunkę, co wiąże się z dużym cierpieniem.
Problem mamy zwłaszcza po długich weekendach. To wtedy ośrodki rehabilitacyjne przeżywają oblężenie - tłumaczy Kontny.
Szukają terenów, na których nie ma człowieka
Problem zauważają również pracownicy Fundacji Ada z Przemyśla, którzy niosą pomoc chorym, bezdomnym, czy osamotnionym zwierzakom. Jak przekazują w rozmowie z o2, dziennie otrzymują nawet 50 telefonów i wiadomości z pytaniem co zrobić z napotkanym zwierzakiem. A trafiają do nich przeróżne gatunki, od małych borsuków, po wydry, kuny, czy jeże. - Kuleje edukacja. Brakuje też ośrodków, do których można zadzwonić i spytać, co robić w sytuacji napotkania dzikiego zwierzęcia - mówią nam.
Fundacja zauważa, że problemem jest poszukiwanie terenów dobrych do wypuszczenia odchowanych zwierząt. - Jesteśmy zmuszeni szukać takich, na których nie ma człowieka, a o takie coraz trudniej. Dodatkowo musimy zaspokoić potrzeby danego gatunku.
Fundacja osieroconym zwierzakom musi zapewnić m.in. specjalistyczne mleka, smoczki, inkubatory, czy woliera. Jak mówią, to całodobowa, wyczerpująca pomoc.
Eksperci przekazują, że rannego zwierzaka najlepiej zostawić w miejscu i powiadomić specjalistów. Tylko w przypadku, gdy w pobliżu leży martwa matka, zabranie młodych i przekazanie weterynarzom jest wskazane.
Fundacja Ada pomaga zwierzętom w potrzebie:
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.