Jak informują zagraniczne media, feralny lot miał miejsce w piątek. Biznesowy odrzutowiec Bombardier Challenger 300 wyruszył z miasta Keene (New Hampshire) do Leesburga w stanie Virginia. Na pokładzie odrzutowca znajdowało się pięć osób — trójka pasażerów oraz dwoje członków załogi.
W pewnym momencie maszyna wpadła w potężne turbulencje. Jak informuje Boston Globe, ze względu na złe warunki odrzutowiec musiał zmienić kurs i udać się na międzynarodowe lotnisko Bradley w Connecticut.
Lot trwał krótko: rozpoczął się o godz. 15.55 i zakończył się awaryjnym lądowaniem, 20 minut później. Niestety, tyle wystarczyło, by na pokładzie rozegrał się dramat...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie żyje pasażer
Gdy maszyna wpadła w turbulencje, doszło do śmierci jednego z pasażerów, podróżujących prywatnym odrzutowcem. Na razie nie wiadomo, czy ofiara miała zapięte pasy bezpieczeństwa podczas lotu.
Rzeczniczka Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Transportu, Sarah Sulick, poinformowała, że na razie nie posiada informacji na temat tego, jakie obrażenia odnieśli pozostali uczestnicy lotu.
Członkowie specjalnej komisji próbują ustalić szczegóły zdarzenia. Przesłuchano już członków obsługi oraz pozostałych pasażerów. W ustaleniu dokładnego przebiegu zdarzenia ma pomóc także zbadanie ''czarnych skrzynek''.
Właścicielem odrzutowca, na pokładzie którego doszło do tragedii, jest firma Conexon, która zajmuje się dostarczaniem szybkiego Internetu na terenach wiejskich. Pasażer, który zmarł podczas lotu, nie był pracownikiem firmy.
Śmierć z powodu turbulencji jest niezwykle rzadka, często zdarzają się natomiast przypadki obrażeń pasażerów i pracowników linii lotniczych, związane z turbulencjami. Kilka dni temu media informowały o dramatycznych chwilach w samolocie Lufthansy. Maszyna wyruszyła z Austin w Teksasie do Frankfurtu w Niemczech, ale przez poważne turbulencje piloci musieli awaryjnie lądować.
Ludzie byli przerażeni. Turbulencje rozpoczęły się nagle i wielu pasażerów nie miało nawet zapiętych pasów.