Niemieckie media szeroko relacjonują dramatyczne doniesienia z Monachium. 18-latek spał na ławce jednej ze stacji metra, kiedy został zgwałcony i okradziony. Podejrzanym za ten czyn został 20-latek z Afganistanu. Do sprawy odniósł się także Mateusz Morawiecki, który sugeruje, że to wydarzenie jest "skutkiem otwartych granic".
W mocnych tonach sprawę komentuje "Bild". Dziennikarze podkreślają, że "to barbarzyńskie przestępstwo wywołało wielkie oburzenie, nie tylko w Niemczech". Jednocześnie zwracają oni uwagę na fakt, że premier Mateusz Morawiecki wykorzystał tę sytuację w celu "podkreślenia negatywnego stanowiska Warszawy odnośnie polityki migracyjnej Unii Europejskiej".
Dlaczego nikt nie znalazł Polaka?
Dziennikarze "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zastanawiają się natomiast, dlaczego pracownicy metra nie zapobiegli przestępstwu, przestrzegając standardowych procedur. Dramat Polaka rozegrał się między 2:35 a 3:05, a więc w czasie, gdy nie kursują już żadne pociągi.
Czytaj także: Matka ukryła niemowlę w zaroślach. Dramat w Sosnowcu
Pracownicy Monachijskiego Przedsiębiorstwa Transportowego (MVG) - według przekazanych informacji - mieli po ostatnim kursie sprawdzać stację w celu wyproszenia pozostałych osób, ale przed zamknięciem bram nie znaleźli nikogo na peronach. Gdyby znaleźli śpiącego na ławce młodego mężczyznę, być może uniknąłby traumy.
Czytaj także: Wielka Brytania: 10-latka o polsko-pakistańskich korzeniach była torturowana? Niepokojące zeznania sąsiadów
Sprawę komentuje także dziennik "Die Welt". Podkreśla on, że "gwałt na stacji metra w Monachium staje się skandalem wagi państwowej". Także i oni potwierdzają, że sytuacja, w której nikt nie zauważył osób pozostałych na peronach stacji, "wciąż jest zagadką". Tematem oczywiście wnikliwie zajmuje się monachijska policja, która prowadzi śledztwo w tej sprawie.