Niewielka wieś, choć przepływa przez nią niegroźna rzeka Piława pamięta dramat jaki rozegrał się tu w 1997 roku. I podobnie jak wtedy próbuje radzić sobie z katastroficznymi skutkami powodzi.
Bo jak podkreślają mieszkańcy, Piława nie jest wartka i niebezpieczna za to woda z niej rozlewa się szeroko i długo nie opada. W kilka dni po dramacie jaki rozegrał się na tych terenach mówią w rozmowie z dziennikarzami "Gazety Wyborczej":
Już od piątku układaliśmy wały z worków, kontrolowaliśmy poziom rzeki, mieliśmy dyżury - relacjonują mieszkańcy Pszenna, jednocześnie dodają, że "przyszła fala i w jednej chwili wszystko zmiotła".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mieszkańcy na łamach GW przyznają, że pomogła im ludzka solidarność gdy przy wzmacnianiu wałów pracowało nawet do kilkuset osób. Teraz czekają aż woda nieco opadnie, aby strażacy mogli odpompować ją z zalanych piwnic.
Czytaj także: Chcesz pomóc powodzianom? Nie wysyłaj wody ani chleba!
Przy okazji skarżą się na indolencję władz, których przez lata nie mogli doprosić się o pomoc w budowie wałów. Głośno mówią, że władze gminne przez lata nie mogły doprosić się o taką pomoc ze strony Wód Polskich.
Nie byliśmy w stanie niczego wyegzekwować. Mówiono nam, że nie ma pieniędzy – przyznaje wójt Bartłomiej Strózik na łamach Gazety Wyborczej.
Obecnie w świetlicy działa punkt pomocowy. Jak informuje "GW", mieszkańcy mogą tam pobrać pitną wodę i jedzenie. Zbiórki prowadzi też kościół oraz większa, położona obok Świdnica.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.