Trwa walka z czterema potężnymi pożarami w rejonie Los Angeles. Aż 100 tys. osób musiało się ewakuować z powodu ognia, który trawi wiele budynków. Dym unosi się nad miastem. Nic nie wskazuje na to, by strażakom w wkrótce udało się opanować żywioł.
Najgorsza sytuacja jest w Pacific Palisades, dzielnicy Los Angeles, w której znajduje się mnóstwo rezydencji należących do celebrytów. Cytowany przez Guardiana szef straży pożarnej hrabstwa LA, Anthony Marrone stwierdził, że około 1000 budynków zostało zniszczonych. Pożar strawił około 5 tys. akrów ziemi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sytuacja ma się tylko pogarszać. Wszystko przez silny wiatr, który podsyca ogień i pozwala mu swobodnie przenosić się z budynku na budynek. Dlatego żywioł rozprzestrzenia się tak szybko. Gubernator Kalifornii Gavin Newsom przekazał, że z ogniem walczy 1,4 tys. strażaków. Szalejący pożar uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Niektóre szkoły w stanie zostały zamknięte. Część dróg jest nieprzejezdna. Około 200 tys. gospodarstw domowych jest bez prądu.
Czytaj także: Trump znów zszokował. W Meksyku złapią się za głowy
Nagrania z Los Angeles. Tak wygląda po pożarze
W sieci pojawia się mnóstwo zdjęć i nagrań z opanowanych przez ogień obszarów. Jonathan Vigliotti, korespondent CBS, opublikował nagranie z Pacific Palisades.
"To jest to, co zostało z Pacific Palisades. Centrum handlowe przetrwało. Prawie wszystko inne zniknęło. Domy, kompleksy apartamentowe… firmy" - napisał dziennikarz.
Z Los Angeles ewakuowało się wielu celebrytów. Był wśród nich nominowany do Oscara James Woods czy znany z roli Luke'a Skywalkera Mark Hammil. W słynnej dzielnicy mieszkają także Jennifer Aniston, Tom Hanks czy Adam Sandler.
Według doniesień amerykańskich mediów w tej chwili można powiedzieć, że w wyniku pożaru zginęły dwie osoby. Prawdziwy bilans tragedii będzie najpewniej znany dopiero wtedy, gdy ogień uda się ugasić.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.