Jaką wartość ma życie szeregowego żołnierza rosyjskiego dla Władimira Putina, jego generałów oraz oficerów? Cóż, niewielkie. Wiemy to od dawna, ale Federacja Rosyjska raz za razem daje dowody tego, jak nisko ceni ludzi, których siłą powołano pod broń, a następnie wysłano na pole walki, gdzie nietrudno o ciężkie obrażenia lub śmierć.
Widzieliśmy już żołnierzy grzebanych na śmietnikach, ciężko rannych bez wsparcia i opieki, albo "mobików", którzy przeżyli koszmar wojny i w nagrodę nie dostali kompletnie nic, nawet należnego im żołdu. "Matka Rosja" liczy na swoich ludzi, ale tylko do momentu, gdy ma w tym interes.
A przecież na froncie zginęło już 354 960 żołnierzy z Rosji, a drugie tyle jest rannych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Weteran z Wołgogradu miał to szczęście, że uszedł z życiem i wrócił do domu. A tam, po tygodniach służby, przelanej krwi i ciężkich ranach, przyszedł czas na docenienie przez władze. Ale nie, tym razem nie dostał 3 milionów rubli (ok. 130 000 złotych) odszkodowania, które pomogłoby w leczeniu ran.
Dostał list pochwalny, a do tego dwa wiaderka marchwi i worek cebuli. Tak oto rosyjskie władze "dostrzegły zasługi żołnierza" i podziękowały mu za udział w "specjalnej operacji wojskowej". Rodzinom zabitych i ciężko rannych Władimir Putin jeszcze niedawno obiecywał samochody, pralki oraz lodówki. Lokalne władze kusiły pieniędzmi i chwałą.
A na koniec okazało się, że pieniędzy na takie wydatki po prostu nie ma. Marchew i cebula są i będą zawsze.
Żołnierzowi pozostaje cieszyć się tym, że dostał warzywa. Wszak są zdrowe i pełne witamin.