"Gazeta Wyborcza" opublikowała w środę list od grupy osób, podających się za marynarzy okrętów podwodnych. Sygnalizowali, że podczas jednego z wyjść w morze miał on problemy z wynurzeniem. Udało się bezpiecznie wyjść na powierzchnię, jednak zdaniem załogi stan okrętu jest opłakany.
Nie chcemy podzielić losu marynarzy z okrętów podwodnych Kursk, ARA San Juan czy KRI Nanggala-402. Owszem, w naszą służbę jest wpisane to, że gdy przyjdzie taka konieczność, to jesteśmy w stanie oddać nasze życia za Polskę. Niech to jednak ma miejsce w czasie działań wojennych, a nie będzie wynikiem nieudolności i kaprysów naszych zwierzchników - piszą w liście.
W odpowiedzi broni się Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych. Komunikat DG RSZ dowodzi, że autorem listu jest ktoś niezwiązany z Marynarką Wojenną. Dowództwo wskazuje m.in. błędy techniczne w piśmie.
Każdy z podwodników jest świadomy i wyszkolony z zakresu ewentualnego ratowania się z okrętu i wie dobrze, że pierwszym czynnikiem zagrażającym życiu jest zatrucie dwutlenkiem węgla, a nie "brak tlenu" - czytamy w komunikacie DG.
DG twierdzi, że nie wpłynęły doń także żadne sygnały potwierdzające prawdziwość zarzutów opublikowanych w liście.
W komunikacie wymienione są też ostatnie naprawy i remonty "Orła". Ale dalsza część nie jest optymistyczna: na drugą połowę roku planowana jest naprawa bieżąca okrętu, połączona z wydokowaniem. Oznacza to, że okręt przez dłuższy czas nie wyjdzie w morze. Może nawet do końca roku.
"Pudrowanie trupa"
Ten list jest wołaniem o pomoc. Powstał po to, żeby zmusić decydentów politycznych i wojsko do działania - mówi w rozmowie z o2.pl doświadczony polski "podwodniak". Nie chce ujawniać nazwiska.
Przekonuje, że "nikt świadomie nie narażałby życia załogi na niebezpieczeństwo". Ale zaraz dodaje, że okręt jest w fatalnym stanie. Wymienia wszystkie naprawy, jakie przechodził "Orzeł".
Nikt nie mówi głośno, jakie były rezultaty tych napraw. To jest pudrowanie trupa. Ten okręt ma 35 lat, to stara, poradziecka technika. Ładowanie w niego dalszych milionów nie ma sensu, bo de facto jest na skraju bezpiecznego użytkowania. Jakie zadania on wykonuje? Wyjście w morze i zanurzenie ma być zadaniem bojowym? - pyta nasz rozmówca.
Dodaje, że życzy Dywizjonowi Okrętów Podwodnych, żeby przetrwał, choć sytuacja jest dramatyczna. I nie poprawi się za pół roku czy za rok, kiedy odejdą doświadczeni marynarze. Z prostej przyczyny: nie będą mieli na czym pływać. Marynarze wskazują, że coraz więcej absolwentów Akademii Marynarki Wojennej szuka zatrudnienia poza tym rodzajem sił zbrojnych.
Forma jest zła. Zaraz zrobi się z tego prowokację polityczną, atak na konkretne osoby. Jeśli ten list jest prawdziwy to mogło być tak, że napisał go niedoświadczony marynarz, który np. wystraszył się jakiegoś zdarzenia. Gdyby "Orzeł" był niesprawny, tak jak napisano w liście, to po prostu nie wyszedłby w morze - mówi inny z naszych rozmówców, również marynarz okrętów podwodnych.
Obecnie "dywizjon" tworzy jeden okręt - właśnie "Orzeł". Nowe okręty podwodne mają zostać pozyskane dla MW do 2034 r. "Orzeł" już tego raczej nie doczeka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.