Według informacji, jakie przekazała prokuratura, na ciele Grzegorza Borysa znajdowały się rany cięte. Odkryte na przedramionach, udach i szyi ślady są charakterystyczne dla osób, które usiłowały popełnić samobójstwo.
Dodatkowo na skroni żołnierza ujawniono dwie rany, które miały pochodzić z broni pneumatycznej. Jednak zdaniem śledczych nie były one przyczyną śmierci wojskowego. Mogły go jedynie ogłuszyć, otumanić. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Grażyna Wawryniuk zapewniła w rozmowie z Polsat News, że broń z której oddano strzały, nie należy do nikogo ze służb.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Informacje o ranie postrzałowej pojawiły się już wcześniej.
Prawdopodobnie po wejściu do wody strzelił sobie bronią domowej roboty w głowę. Wszystko wskazuje na samobójstwo - mówił w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej, znający kulisy sprawy.
Tym morderstwem żyła cała Polska
Grzegorz Borys był poszukiwany już od 20 października. Miał zabić swojego 6-letniego synka, zadając mu rany cięte. Nim na miejsce zdarzenia przybyła policja, mężczyzna zdążył uciec. Wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania oraz czerwoną notę Interpolu.
Dziesięć dni po zabójstwie 6-letniego chłopca służby w zbiorniku wodnym na obszarach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego znalazły plecak, który miał należeć do poszukiwanego 44-latka.
Z kolei w poniedziałek, 6 listopada przed południem, płetwonurkowie wydobyli z jednego z akwenów ciało mężczyzny. Kilka godzin później było już pewnym, że są to zwłoki Grzegorza Borysa.