Kilka dni temu sieć obiegło nagranie z kolejnej akcji zorganizowanej przez Martę Lempart. Liderka Strajku Kobiet pod siedzibą PiS zorganizowała akcję, która ma być zapowiedzią grudniowych protestów. Motywem przewodnim jest czerwona farba, która jest wylewana przed punktami powiązanymi z partią rządzącą czy siedzibami rządowymi. Ma ona imitować krew kobiet cierpiących z powodu nowych aborcyjnych zasad w kraju.
Jednak na tym nagraniu nie Lempart była bohaterką, a kobieta nazwana przez internautów "Panią Sprzątającą". Zwróciła ona uwagę aktywistce, że ktoś tę czerwoną farbę będzie musiał sprzątnąć. Lempart zarzucono z kolei brak szacunku do kobiety i do jej pracy.
"Pani Sprzątająca" szybko stała się bohaterką sieci. Jeden z internautów zaoferował się, że jeśli nagranie zdobędzie odpowiednią liczbę komentarzy, zafunduje kobiecie dwa tygodnie wypoczynku w Ciechocinku. Swoją konfrontację z nią relacjonował portalowi tysol.pl. Okazuje się, że Pani Sprzątająca nie przyjęła prezentu, nie chce też odpowiadać na pytania ani zdradzić swojego imienia.
Natomiast nie przyjmie żadnych voucherów na wczasy w Ciechocinku, a jeśli ktoś chce wydać jakieś pieniądze, to prosi o wsparcie dla fundacji opiekującej się dziećmi zagrożonymi przemocą i wykorzystywaniem seksualnym. Martwi się tylko o buty, które zniszczyła jej farba rozlana przez Lempart, a które dostała od córki - czytamy na portalu tysol.pl, który
Poinformowała też, że nie pracuje na PiSu, co wiele osób próbowało jej zarzucić. PiS nie jest również w posiadaniu budynku, w którym znajduje się jego siedziba, kobieta jest zatrudniona tam przez firmę sprzątającą.
Gdyby tu prezes Kaczyński rzucił papierek zareagowałabym tak samo - przekazała internaucie Pani Sprzątająca.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.