Do tragedii doszło w ubiegły piątek. Po około godzinie lotu z Manchesteru do Malagi 84-letni mężczyzna przestał dawać jakiekolwiek oznaki życia. Personel linii lotniczych Ryanair natychmiast przystąpił do udzielenia pierwszej pomocy.
Na ratunek przyszła też pielęgniarka Emma Gaskell, która była na pokładzie samolotu. Przeprowadzono 25-minutową resuscytacją krążeniowo-oddechową z użyciem defibrylatora.
Niestety mężczyzny nie udało się uratować. Ze wstępnych ustaleń wynika, że 84-latek dostał zawału serca.
Pilot zdecydował się na awaryjne lądowanie w Nantes we Francji. "Załoga samolotu była wstrząśnięta całą sytuacją" - powiedziała Emma Gaskell w rozmowie z "Manchester Evening News".
Mężczyzna pochodził z okolic Manchesteru i podróżował z rodziną, w tym z synem i wnukami. Emma pochwaliła personel pokładowy za ich szybką reakcję. "Pracownicy Ryanaira naprawdę się starali. Cieszę się, że mogłam pomóc – wszyscy po prostu dali z siebie wszystko" - powiedziała pielęgniarka.
Defibrylatory są "ogólnie bardzo skuteczne". Niestety tym razem nie było to szczęśliwe zakończenie. Nie wiesz, kiedy coś takiego może się wydarzyć i myślę, że ważne jest, aby podnosić świadomość ludzi - tłumaczy Emma Gaskell.
Rzecznik linii lotniczych Ryanair w rozmowie z gazetą "Manchester Evening News" przekazał kondolencje rodzinie zmarłego. "Ryanair wyraża najgłębsze współczucie osobom pogrążonym w żałobie i zapewnia wszelką niezbędną pomoc".
Czytaj także: Patoinfluencer potrącił niepełnosprawnego. "Szczątki były rozrzucone na kilkanaście metrów"