Ukraiński ruch oporu pracuje na okupowanych terenach na wschodzie, a Rosjanie boją się o swoje życie. I dają przykłady tego, jak miejscowa ludność daje im się we znaki. Według jednego z blogerów wojennych z Rosji zatruwane jest wszystko, czego dotkną żołnierze: żywność, alkohol, nawet waporyzatory czy napoje energetyczne.
Tak naprawdę każdy kontakt z miejscową ludnością może skończyć się dla rosyjskich okupantów śmiercią lub kalectwem. Przykładów jest mnóstwo, a w obwodzie ługańskim partyzantka działa bardzo prężnie. Przygotowując grunt pod nadejście Sił Zbrojnych Ukrainy, które po dekadzie okupacji mają wyzwolić rejon spod panowania Rosjan.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosjanie skarżą się na swoich kanałach na Telegramie, że na każdym kroku czeka tu na nich zagrożenie. Zatruwane przez miejscową ludność są żywność i napoje. Żołnierze skarżyli się, że dostawali pielmieni (rodzaj miejscowych pierogów) nafaszerowane igłami albo zmieszane z truciznami, które partyzanci przygotowują z tego, co mają pod ręką.
Inni w sklepach zaopatrywali się w napoje energetyczne - tak potrzebne w trakcie wojny - do których ktoś dosypywał siarki. Taka mieszanka jest zabójcza dla narządów wewnętrznych, powodowała gwałtowne konwulsje i dziury, które pojawiały się w żołądku. Kilku Rosjan trafiło więc w poważnym stanie do szpitali, kończąc udział w wojnie.
Ale to nie koniec niespodzianek, które dla Rosjan przygotowali mieszkańcy.
Zatruwano nawet waporyzatory i papierosy, a Rosjanie relacjonowali, że kilka przypadków pożyczenia zapalniczki od miejscowych kończyło się poważnymi obrażeniami. Dlaczego? Bo partyzanci umieszczali w nich niewielkie ładunki wybuchowe, które eksplodowały przy próbie użycia zapalniczki.
A przecież ludność wschodniej Ukrainy miała witać Rosjan kwiatami i dziękować im za wyzwolenie...
Tymczasem ruch oporu, jak twierdzą sami Rosjanie, "jest bardzo aktywny" i cały czas poluje na żołnierzy armii Władimira Putina. Część komentatorów i blogerów wzywa, by brutalnie obchodzić się ze schwytanymi i podejrzanymi o pracę dla podziemia, czytaj: zabijać Ukraińców w zemście za kolejne ataki na żołnierzy. Ale to nie takie proste.
Bo jak rozróżnić kto swój, a kto wróg? Z tym Rosjanie także sobie nie radzą, a przecież są obecni na tych terenach co najmniej od 2014 roku. Ukraińcy pracują w ciszy, trują i polują na wrogów, kradną także ich sprzęt i prowadzą działania dywersyjne. Wreszcie dopną swego, a obwód ługański znów będzie częścią Ukrainy, a nie wasalem Rosji.