Tratwą zbudowaną z beczek płynie do Morza Czarnego. Andrzej Łagowski wyruszył z Puław na początku maja. Podróżnika prześladuje jednak pech. Najpierw kilka dni temu utknął na Renie w niemieckim Wesel. Nie mogąc znaleźć statku, który przewiózłby go na swoim pokładzie przez Ren, ostatecznie przetransportował tratwę na Dunaj lawetą. Od soboty Polak kontynuował rejs, ale po 10 km został zatrzymany.
Mój pech nie ma końca, moją jednostkę przewiozłem lawetą 600 km na Dunaj. Po przepłynięciu 10 km i pokonaniu jednej śluzy, moja tratwa i ja na pokładzie zostaliśmy aresztowani - napisał w niedzielę na Facebooku Łagowski.
Czytaj też: Dorożka widmo w Krakowie. Pędziła bez woźnicy
Niemiecka policja zatrzymała podróżnika, przywiązała tratwę do swojej burty i przeciągnęła z powrotem za śluzę. Pan Andrzej czeka na na decyzję niemieckiego urzędu żeglugi śródlądowej, który musi wydać zgodę na dopuszczenie tratwy do pływania po Dunaju.
Polak przeszedł już jedną kontrolę niemieckiej policji. Wtedy funkcjonariusze mówili panu Andrzejowi, że do 15 koni mechanicznych nie potrzebuje rejestracji, teraz jednak śmiałek usłyszał co innego.
Jak się okazało Dunaj jest rzeką eksterytorialną i powinny dotyczyć mnie jako jednostki pływającej pod polską banderą przepisy polskie odnośnie rejestracji. Czekam więc do poniedziałku, oczywiście cały czas leje i grzmi - napisał Polak.
Do tej pory panu Andrzejowi udało mu się przepłynąć tratwą ponad 1,3 tys. km. Wyprawa do Morza Czarnego to spełnienie jego marzeń. Do pokonania ma prawie 5 tys. kilometrów tratwą, którą sam zbudował z drewna i beczek.
Czym byłaby przygoda, gdyby nie przeciwności. Będzie dobrze - zagrzewają go do walki znajomi.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.