Na północnym wybrzeżu karaibskiej wyspy w miejscu zwanym "Dolphin Cove" każdy może pogłaskać delfiny, pobawić się z nimi lub pozwolić im ciągnąć się po wodzie - w zależności od wybranego przez siebie programu.
Dla Cierry ta zabawa z początku wydawała się bardzo relaksująca.
Po prostu cię popychają swoimi nosami, czujesz jakbyś sunęła przez wodę - opisywała pływanie z delfinami.
Niestety, beztroska trwała do czasu.
Obrażenia porównywalne do wypadku samochodowego
Kolejne chwile z delfinami nie były już jak z bajki. Przypominały raczej koszmar, w którym Cierra musiała grać główną rolę. Jedno ze zwierząt dosłownie zakręciło nią w powietrzu, a gdy spadała, uderzyła w płetwę grzbietową ssaka.
Czułam się jakbym brała udział w wypadku samochodowym. Cierpiałam tak bardzo, że łzy mimowolnie płynęły mi po twarzy - relacjonowała w rozmowie z mediami.
Po wypadku konieczna była operacja i dwie transfuzje krwi. Cierra cierpi też na niedokrwistość sierpowatokrwinkową, dziedziczną chorobę krwi, przez co istnieje dodatkowe ryzyko, że dojdzie u niej do uszkodzenia narządów lub reakcji immunologicznych.
Powrót za kilkadziesiąt tysięcy
Rodzina założyła na portalu GoFundMe zbiórkę, aby zebrać fundusze na powrót Cierry do domu, gdzie czeka na nią dwójka jej dzieci. Koszt transportu medycznego z Jamajki do USA według tamtejszych służb medycznych to nawet 45 tys. dolarów (ok. 175 tys. złotych), których nie pokrywa ubezpieczenie kobiety.
Siostra Cierry, Nevaeh Garton w opisie zbiórki przyznała, że "tępy uraz", jakiego doznała jej siostra w czasie wypadku pozostawił u niej mocnego siniaka wielkości trzech jabłek.
Próbowaliśmy skontaktować się z ambasadą (w sprawie transportu medycznego - przyp.red.). Nie chcę powiedzieć, że nam nie pomogli, ale.... musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce - powiedziała w rozmowie z mediami ciotka Stockard, Kimberley Watkins.