12 stycznia w Oleśnicy na Dolnym Śląsku doszło do brutalnego ataku w sieci Żabka przy ul. Kochanowskiego. Młoda dziewczyna chciała kupić napój energetyczny. Gdy ekspedientka jej odmówiła, powołując się na nowe prawo, nastolatka wezwała kolegę.
Niespełna 17-letni chłopak wszczął awanturę i zaatakował ekspedienta. Bił go pięściami i kolanem. Gdy ekspedientka użyła gazu łzawiącego, została także zaatakowana. Była bita po twarzy. W sieci pojawiło się szokujące nagranie tego zajścia, które udostępnił lokalny portal Moja Oleśnica.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sprawcy zostali namierzeni przez policję. Dwoje głównych uczestników bójki to niespełna 17-letni chłopak i dziewczyna. Odpowiadają za to zdarzenie jako osoby nieletnie. Był tam również 18-latek, który usłyszał zarzut pomocnictwa w rozboju.
Policja chciała, by brutale trafili do ośrodka, ale sąd postanowił ich wypuścić. Sprawa jest w toku.
Atak w Żabce. Klub z Oleśnicy o postawie wychowanka
Wspomniany niespełna 17-letni napastnik był związany z klubem Fighters Factory Oleśnica, gdzie trenował sporty walki. Na profilu klubu pojawiło się oświadczenie, w którym ten odcina się od zdarzenia i dodaje, że celem działalności Fighters Factory jest "krzewienie właściwych wzorców zachowań oraz zaszczepianie ducha sportowego i profilaktyka prozdrowotna".
Pod postem pojawiło się jednak sporo negatywnych komentarzy. Niektórzy internauci zarzucają trenerom, że uczą "ataku na swojego przeciwnika", a klub nie poinformował w oświadczeniu o wydaleniu zawodnika.
Udało nam się porozmawiać z Patrykiem Grudniewskim, prezesem Fighters Factory. Na początku podkreślił jedną rzecz.
Osoba, o której jest mowa, trenowała u nas dwa, trzy razy w tygodniu. Nie była zawodnikiem, była jedynie uczestnikiem zajęć. Niestety, w sieci pojawiają się informacje, że ta osoba była zawodnikiem, co jest niezgodne z prawdą. Napastnik nie reprezentował klubu na żadnych zawodach - podkreśla w rozmowie z o2.pl.
Prezes Grudniewski odniósł się także do zarzutów stawianych przez internautów w komentarzach.
Wobec naszego Klubu padają zarzuty, które oczerniają cały klub i naszą działalność. Chcę powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie kontrolować tego, co uczestnicy zajęć robią poza salą. To tak, jakby obwiniać szkoły jazdy, że wyszkoleni przez nich kierowcy jeżdżą pod wpływem alkoholu. Nikogo nie próbuję usprawiedliwiać, nie jestem też od sądzenia, a nadal w tej sprawie nie zapadł wyrok. Niemniej jednak sprawca tej napaści nie będzie mógł kontynuować treningów w naszym klubie - mówi Patryk Grudniewski w rozmowie z o2.pl.
Jeden wybryk niszczy 12 lat tradycji
Prezes Fighters Factory podkreśla raz jeszcze, że ideą, jaka przyświeca klubowi, jest rozwój sportowy dzieci i młodzieży.
- Zawsze staramy się, aby osoby trenujące w klubie były poukładane i miały szacunek do drugiego człowieka. Naszym celem jest pomaganie tym osobom w taki sposób, by wzorce sportowe pomagały im w ich rozwoju w życiu. Na zajęciach nie ma miejsca na przejawy agresji. Jest duch sportowej rywalizacji i wzajemnego szacunku - mówi rozmówca o2.pl.
Każda z osób prowadzących zajęcia jest poważana i szanowana. Nigdy nie spotkałem się z sytuacją, aby ktoś z uczestników był agresywny, źle się zachowywał lub podważał autorytet trenerów bądź prowadzących - zaznacza Grudniewski.
Klub prowadzi zajęcia od 12 lat. Grudniewski mówi, że nie było w tym czasie podobnej sytuacji. - Warto dodać, że wychowaliśmy wielu sportowych mistrzów i nie chcemy, żeby jedna osoba i jej wybryk przekreślił wiele lat ciężkiej pracy z młodzieżą. Podczas najbliższych zajęć z pewnością poruszymy tę sprawę. Chcemy porozmawiać z uczestnikami zajęć o tym, jak unikać takich sytuacji i jakie mogą być ich konsekwencje - dodaje.
Przedstawiciele klubu nie rozmawiali jeszcze z napastnikiem. Chcą, by w pierwszej kolejności sprawą zajęli się rodzice i sąd. - Natomiast bezwzględnie podkreślam, że do naszego klubu taka osoba nie ma prawa wstępu - podsumowuje prezes Fighter Factory Oleśnica.
Rafał Strzelec, dziennikarz o2.pl