Liczne rany kłute i cięcia na ciele zwierzęcia sięgające kilkunastu centymetrów, do tego obcięty kawałek języka oraz uszkodzone nerwy w łapie, złamany kieł i przypalane wibrysy.
Tak swojego kota potraktował mieszkaniec Krakowa po tym, jak zwierzę bez pozwolenia zjadło plasterek boczku. O sprawie inspektorzy KTOZ poinformowali 10 listopada prezentując nagranie z kotem oczekującym już bezpiecznie w lecznicy na diagnozę weterynarza.
Walczymy o życie zwierzęcia i będziemy walczyć o sprawiedliwość dla niego! I tak - to wszystko miało miejsce w Krakowie. Naszym nowoczesnym mieście . Co trzeba mieć w głowie, żeby zrobić coś takiego?? - napisali poruszeni inspektorzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dzień później zwierzę przeszło skomplikowaną, trzygodzinną operację w klinice Luxvet24 w Krakowie, gdzie lekarze walczyli o jego życie.
Kotek, niestety póki co odmawia jedzenia, będzie sondowany. Rokowania są ostrożne, stąd też prosimy Was ogromnie o trzymanie kciuków za Pandka - podkreślają pracownicy schroniska.
A zbulwersowani internauci w komentarzach domagają się sprawiedliwości dla sprawcy, który bestialsko okaleczył zwierzę. Sugerują też upublicznienie jego danych.
Dlaczego chronione są dane i wizerunek tego zwyrodnialca? przecież powinny być udostępnione publicznie by chronić niewinne istoty. Wyroki w Polsce są śmiesznie niskie i jest to kwestią czasu, kiedy okaleczy kolejne zwierzę, a może i człowieka - piszą poruszeni komentatorzy.
Rokowania co do stanu zdrowia zwierzaka są ostrożne, wiele osób deklaruje chęć jego adopcji po tym, jak kotek odzyska siły.
Czytaj także: 58-latek znęcał się nad kurą sąsiada. Grozi mu 5 lat
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.