Hermanowa, niewielka miejscowość niedaleko Rzeszowa, stała się areną dramatycznych wydarzeń dla pani Ewy.
Kobieta po godzinie 20.00 wyszła na ostatni spacer tego dnia ze swoim kundelkiem, Agrosem. O tej porze w Hermanowej rzadko można kogoś spotkać na drodze. Mało tego teraz panują tam zupełne ciemności z powodu remontu latarni.
Przeszłam na drugą stronę ulicy, gdzie znajduje się kawałek trawnika. Nagle, dosłownie straciłam grunt pod nogami - opowiada w rozmowie z "Faktem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kobieta początkowo nie wiedziała co się dzieje, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że wpadła w dziurę. Osuwała się coraz bardziej.
Jakby jakaś tajemna siła postanowiła mnie wyssać w głąb czeluści. A ja ze wszystkich sił próbowałam się utrzymać przy powierzchni - relacjonowała dramatyczne chwile poszkodowana.
Pani Ewa przeżyła chwile grozy. Bała się, że umrze
W rozmowie z gazetą przyznała, że wówczas do głowy przychodziły jej czarne scenariusze, bardzo mocno bała się śmierci. Myślała także o swojej wnuczce, która niedawno przyszła na świat.
Zostałam babcią dopiero dwa tygodnie temu. Zaczęło mi ściskać serce, że już więcej nie zobaczę tego kochanego dzieciątka - wyznała.
"To był prawdziwy cud"
W związku zaistniałą sytuacją spanikowana kobieta zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy. Po 40 minutach pomógł jej kierowca przejeżdżającego nieopodal pojazdu, który usłyszał jej wołanie. Stało się tak, gdyż jego pasażer uchylił szyby w drzwiach - palił papierosa.
To był prawdziwy cud, że ten człowiek mnie usłyszał, zatrzymał się i wezwał pomoc - stwierdziła pani Ewa.
Strażacy w błyskawicznym tempie przybyli na miejsce zdarzenia i rozpoczęli akcję ratunkową. Użyli specjalnych pasów, które umożliwiły wydostanie kobiety.
Okazało się, że Pani Ewa wpadła do studzienki kanalizacyjnej o głębokości trzech metrów. Była ona częściowo wypełniona ściekami. Mało tego z dna wystawały metalowe pręty.
Czytaj również: Groził, że popełni przestępstwo w Święto Niepodległości. Policja szybko go namierzyła
Z przekazanych informacji przez "Fakt" wynika, że pani Ewa została na miejscu opatrzona przez lekarzy pogotowia i wróciła do domu. Przez ten czas przy jej boku był piesek Agros.
Cały czas był ze mną. Szczekał, piszczał, biegał wokół w panice, ale nic więcej nie mógł poradzić. Teraz ten mój wierny przyjaciel nie opuszcza mnie na krok - powiedziała pani Ewa.
Źródło: Fakt
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.