Dzień przed znalezieniem zwłok Leonka zatrzymano jego opiekunów - matkę Karolinę W. i jej partnera Damiana G. 19-latek przyznał się do zabicia dziecka, ale odmówił składania wyjaśnień. Podobnie zresztą jak jego rówieśniczka.
Para została aresztowana na trzy miesiąca. Na razie nie wiadomo, jak i kiedy dokładnie zginął 4,5-latek. Odpowiedzi na te pytania nie przyniosła sekcja zwłok. Potrzebne są badania histopatologiczne. Dopiero one pozwolą ustalić, co naprawdę wydarzyło się we wsi Ruda Talubska.
Podobno w rodzinie Leonka od dawna nie było dobrze. - Cukierkowy wizerunek doskonałej pary, który Karolina W. i Damian G. prezentowali na swoich profilach społecznościowych, to jedynie pozory - mówią rozmówcy "Super Expressu".
Prababcia zawiadomiła policję. Co działo się z Leosiem?
Policjanci zaczęli szukać Leona po tym, jak otrzymali zgłoszenie od jego 63-letniej prababci. Kobieta wyznała mundurowym, że od kilku miesięcy nie ma kontaktu z prawnukiem. Wcześniej do takich sytuacji nie dochodziło, bo Karolina W. mieszkała u niej z Leosiem. 63-latka angażowała się w wychowanie chłopca.
Gdy u chłopca pojawiły się problemy z mówieniem, zapisała dziecko do logopedy i na inne zajęcia. Leonek chodził wtedy także do przedszkola - przekazały "SE" osoby, które znały Karolinę W.
Gdy Karolina ukończyła 18 lat, zyskała pełną opiekę nad dzieckiem. Jednocześnie postanowiła wyprowadzić się od babci. Przeszkadzało jej bowiem to, że 63-latka wtrąca się w jej życie. Zadowolony z tego powodu nie był również Damian G.
Ustalenia wspomnianej gazety mówią o tym, że opiekunowie Leona powiedzieli mu, iż jego prababcia nie żyje. Nieoficjalne relacje wskazują na to, że po wyprowadzce od 63-latki pojawiło się wiele zaniedbań Karoliny i Damiana względem dzieci. Nie chodzili z Leosiem i jego młodszym bratem Maksem do lekarzy, co skutkowało rozwojem chorób.
Pojawiają się także sygnały, że od czasu wyprowadzki od prababci 4,5-letni Leoś nie chodził do przedszkola i przestał mówić. Nie wiadomo, co było tego powodem - strach, trauma, czy brak zaangażowania w opiekę nad dzieckiem? - zastanawia się "SE".
Podobno Karolina W. i Damian G. mieli problemy z prawem i właśnie dlatego unikali wizyt w instytucjach publicznych. Dziennik przytacza jedną z hipotez dot. 4,5-latka. Wynika z niej, że miał wpaść do brodzika pełnego gorącej wody, co poskutkowało licznymi poparzeniami. Jego opiekunowie, mimo trudnej sytuacji, nie zadzwonili po pogotowie. Na razie jednak trudno stwierdzić, czy rzeczywiście coś takiego miało miejsce.