Smutne pajdy złej jakości chleba, cienkie wędliny pełne konserwantów czy przezroczyste zupy stały się w naszym kraju synonimem szpitalnego jedzenia.
I o ile niską kaloryczność posiłków i ich lekkostrawny charakter można by przypisać wymogom diety osób przechodzących rekonwalescencję, to jednak jakość serwowanych w posiłkach produktów sprawia, że taki argument traci na wartości.
Doszło już do tego, że przyszli pacjenci, oczekujący na termin zabiegu bądź przyjęcie do danej placówki podpytują w Internecie o to, jak karmią w konkretnym szpitalu i czy mają prosić bliskich o dodatkowe jedzenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Powstają specjalne grupy na Facebooku, gdzie pacjenci wymieniają się zdjęciami swoich posiłków. I choć większość tych fotografii woła o pomstę do nieba i patrząc na nie trudno uwierzyć, że tak karmi się chorych ludzi w XXI wieku, zdarzają się zaskakujące wyjątki.
Jednym z nich podzieliła się mama ośmiolatka, która wrzuciła fotografię dwudaniowego obiadu, jaki zaserwowano jej dziecku w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu w Kajetanach.
Zaprezentowany posiłek mógłby spokojnie trafić do restauracyjnego menu. Porządny talerz rosołu, łódeczki z ziemniaków i dwa rodzaje surówki z kotletem sprawiły, że niejednemu poleciała ślinka.
Podobnego zdani byli też internauci. "Tak powinno być w każdym szpitalu" - pisali pod zamieszczonym zdjęciem. Nie zabrakło też ciepłych słów pod adresem samej placówki. Internauci przekonują, że dobrze karmili tam zawsze, bez względu na to kto akurat był u władzy.
Czytaj także: Takie jedzenie dostał w szpitalu. Krótko to podsumował