W lipcu w mediach pojawiły się pierwsze doniesienia dotyczące wypadku Marceliny z Rybnika. Przypomnijmy, że kobieta podczas wakacji w tureckim Bodrum, na które wybrała się ze swoim chłopakiem, spadła ze znacznej wysokości. Przez dwa tygodnie walczyła o życie w szpitalu.
Turcy o usiłowanie zabójstwa mieli oskarżyć chłopaka Marceliny, Mateusza. Według zagranicznych doniesień młody mężczyzna miał zgwałcić i zrzucić partnerkę z balkonu. Od początku w taką wersję zdarzeń nie wierzyli zarówno rodzice chłopaka, jak i jego dziewczyny. Jak informowali Turcy, groziło mu nawet dożywocie.
Polacy robili wszystko, aby wyjaśnić tą niejasną sprawę. Redakcja Rybnik.com.pl i program Interwencja Telewizji Polsat dotarły do osób, które wraz z Marceliną spędzały wakacje w tureckim Bodrum. Dzięki ich relacjom udało się ustalić przebieg wydarzeń z owej feralnej nocy w hotelu.
Gdy Marcelina chciała wstać, zachwiała się, lekko wsparła się o murek, przechyliła się do tyłu i spadła z tarasu - mówiła jedna z koleżanek poszkodowanej dziewczyny.
Mateusz wrócił do Polski
Sprawa w przypadku Mateusza ma swój szczęśliwy finał. Jak dowiedział się serwis nowiny.pl, Mateusz został wypuszczony z aresztu i mógł wrócić do Polski. Sprawą wypadku w Turcji zajmuje się teraz Prokuratura Okręgowa w Gliwicach.
Przypomnijmy, że Marcelina spadła wprost do "przestrzeni między dwoma hotelami". Uderzyła o ziemię najpierw miednicą, a później głową. Jej stan określano jako krytyczny. Po dwóch tygodniach pobytu w tureckim szpitalu została przetransportowana do Polski. Wszystko zmierza w dobrym kierunku, jednak musi poddać się kosztownej rehabilitacji.
Marcelina stawia pierwsze kroki na hali - oczywiście przy pomocy rehabilitantki i poręczy dwustronnej. A więc po 150 dniach od wypadku pierwszy krok - powiedział "Nowinom" ojciec Marceliny.