To prawdziwy cud natury. Krystalicznie czysta, turkusowa woda, która sięga po kostki; różowy piasek; po jednej stronie góry, a po drugiej morze. Laguna Balos stanowi obowiązkowy punkt wycieczki turystów z całego świata, którzy wybierają się na Kretę.
Dotrzeć tam nie jest jednak łatwo. Drogi są dwie – albo od morza, tj. statkiem, na którym turyści, nawet w dobie pandemii, tłoczą się jak sardynki, albo – i jest to opcja bardziej emocjonująca, ale też niebezpieczna – od lądu: wąską, szutrową drogą, pełną wybojów, biegnącą tuż nad przepaścią, przed którą tylko gdzieniegdzie chronią barierki. Wszyscy jadą 20 km na godzinę; 30 czy 40 km/h może już uchodzić za brawurę.
Highway to… paradise
Grecy odradzają jazdę tą drogą zwykłym samochodem. – To zrozumiałe. Droga jest piekielna, zwłaszcza dla niedzielnych kierowców, ale bynajmniej nie jest to "highway to hell". Przeciwnie – to droga do raju – mówi w rozmowie z o2.pl pan Andrzej, który wybrał się na Balos jeepem z rodziną.
Przyjechaliśmy wcześnie, ok. godz. 9:30. Na parkingu było jeszcze sporo wolnych miejsc. Stamtąd trzeba jeszcze zejść w dół, to jakieś 30 minut niezbyt wymagającej przechadzki. Aż w końcu oczom ukazuje się laguna. Niesamowite, że takie miejsca są w Europie – zachwyca się pan Andrzej.
Na Balos, mówi, można spędzić, cały dzień – o ile komuś nie przeszkadzają tłumy turystów i o ile weźmie się ze sobą jedzenie i napoje. Na miejscu jest tylko jedna, droga kantyna. – Kupiliśmy tam rożka dla dziecka, jeden lód kosztował w przeliczeniu ok. 10 zł – mówi.
"Nie zazdroszczę tym ludziom"
Wszystkim, którzy wybierają się na Balos samochodem, pan Andrzej doradza wczesny przyjazd. Przed godz. 10:00 można jeszcze znaleźć miejsce na parkingu, ale potem może być o nie trudno.
Jak wyjeżdżaliśmy chwilę po 14, naszym oczom ukazał się sznur samochodów, które nie zmieściły się na parkingu. To był porażający widok. Spodziewaliśmy się, że będzie tłok, ale nie, że aż taki. Sznur ciągnął się przez jakieś 1,5 kilometra. Nie zazdroszczę ludziom, którzy mieli tam zaparkowane auto. Wyjazd i manewrowanie nad przepaścią, kiedy w dodatku z obu stron nadjeżdżają samochody, musi przyprawiać o szybsze bicie serca – stwierdził.
Pan Andrzej uniknął tego kłopotu. Na Balos spędził kilka godzin, które zapamięta do końca życia. – To raj na ziemi. Człowiek nic tam nie musi – tylko się byczy i leży w ciepłej wodzie. I się zachwyca – powiedział.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.