Policja ma prawo staranować kierowcę, gdy ten nie chce się zatrzymać do kontroli i stwarza zagrożenie dla innych ludzi. Tak też skończyła się historia uciekiniera w Gliwicach (woj. śląskie), który w pewnym momencie wjechał na teren kościoła.
Czytaj także: Autobus potrącił 31-latka. Tragedia na Śląsku
Golf wylądował na płocie kościoła
Zaczęło się od tego, że w niedzielę rano gliwiccy policjanci chcieli zatrzymać do kontroli kierowcę Volkswagena Golfa. Mężczyzna jednak zignorował sygnały funkcjonariuszy, a następnie zaczął uciekać.
Widać było, że nie zważa na bezpieczeństwo innych ludzi. W pewnym momencie wjechał na deptak kościoła i szybko przekonał się, że to był największy błąd.
Kiedy kierujący wjechał na deptak jednego z kościołów, stróże prawa, by zatrzymać mężczyznę, zdecydowali się użyć radiowóz jako środka przymusu bezpośredniego. Gliwiczanin nie zdołał opanować auta i z impetem wpadł w kościelne ogrodzenie przy ulicy Bernardyńskiej - relacjonuje policja z Gliwic.
Auto zawisło na ogrodzeniu, a po chwili wyszło na jaw, dlaczego 40-latek uciekał. Wprawdzie był trzeźwy, ale był ścigany listem gończym i ma odsiedzieć 4,5 roku więzienia. Teraz musi się liczyć z tym, że odsiadka zostanie wydłużona i to nawet o kolejne 5 lat, bo taka kara grozi za ucieczkę przed policją.