Pewien mężczyzna z Warszawy nie godzi się na nieprawidłowe zachowania kierowców w stolicy. Gdy natknie się na nieprawidłowo zaparkowane auta, wykonuje fotografie i wysyła zgłoszenia do Straży Miejskiej czy policji. Łatwo można się domyślić, że nie jest on zbytnio lubiany wśród osób, które otrzymały potem mandat.
Mężczyzna dokumentuje złamanie przepisów, jeżdżąc do pracy. Od kilku lat dokumentuje kierowców, którzy przed szkołą podstawową na ul. Świętojerskiej, mimo zakazu zatrzymywania się i postoju stają tam tak, że zasłaniają przejście dla pieszych czy wręcz na samych "zebrach".
Rodzice zwykle zajeżdżają tam wielkimi autami terenowymi czy SUV-ami na ostatni moment, około 7:50 zaczyna się tam "sajgon". Parkują w obrębie skrzyżowania, przed przejściem, na przejściu. Ci, którzy dziecko wypuszczą z auta, zawracają nawet w takich miejscach, albo zatrzymują się i ucinają sobie pogawędki - tłumaczy dla brd24.pl.
Mężczyzna fotografował kierowców. Ci wzięli rewanż
Kilku mężczyzn, którzy po telefonie pana Adama, zostali ukarani mandatami, postanowiło wziąć na nim odwet. Nie doszło na szczęście do rękoczynów, ale postanowili oskarżyć go o... pedofilię. Pewnego dnia otoczyła go grupka mężczyzn i wtedy się zaczęło.
Niektórych znam z widzenia, bo pojawiają się przed szkołą, ale nie pamiętałem czy akurat któremuś z nich przyszło przeze mnie zapłacić mandat. W każdym razie otoczyli mnie i oskarżyli, że robię tu zdjęcia dzieciom. Wezwali policję - relacjonuje pan Adam.
Mężczyzna przypomniał funkcjonariuszom, że od kilku lat wysyła im zdjęcia nieprawidłowo parkujących pojazdów sprzed szkoły. Policjanci spisali zeznania i pouczyli mężczyznę, że jeśli poczuł się pomówiony, może złożyć zawiadomienie w prokuraturze.
Wszystko to odebrałem jako obrzydliwą próbę zastraszanie mnie za to, że przeze mnie źle parkujący rodzice zaczęli dostawać mandaty - skomentował pan Adam.