Waszyngton i Belgrad planują rozwój bazy koło Bujanovaca, aby stała się "głównym ośrodkiem szkolenia serbskiej armii według standardów NATO oraz szkolenia serbskich jednostek specjalnych do operacji pokojowych". O sprawie poinformował rosyjski dziennik "Kommiersant", powołując się na źródła w Serbii. Doniesienia te potwierdził szef amerykańskiego Biura Współpracy Obronnej (ODC) Alexandro Pedraza, który zajmuje się koordynacją współpracy serbskiej armii z Pentagonem.
Serbia nie chce rosyjskiej bazy wojskowej. "Nie będziemy wstydzić się więzi z Moskwą"
W ubiegłym tygodniu prezydent Serbii Aleksandar Vučić zaznaczył, że jego kraj nie chce gościć u siebie baz wojskowych innych krajów. Ocenił przy tym, że "Serbia zachowa neutralność militarną i sama wzmocni swoją armię".
Serbia zadba o swój naród i będzie wystarczająco silna, by być samodzielna – podkreślił.
To reakcja na słowa rosyjskiego ambasadora w Belgradzie, Aleksandra Bocana-Charczenki. Zasugerował on, że w Serbii mogłaby powstać rosyjska baza wojskowa, nazywając to "sprawą interesującą" dla Moskwy. Dodał jednak, że ostateczna decyzja zależeć będzie od "suwerennej decyzji" władz Republiki Serbii.
Prezydent kraju Aleksandar Vučić w swoim wystąpieniu odrzucił taką możliwość. Dodał jednak, że jego kraj "nie będzie się wstydził więzi z Rosją". Zaznaczył, że republika nie zamierza także tuszować swojej współpracy z Chinami, USA i Unią Europejską.
Czytaj także: Niepokój na Bałkanach. Serbia zaprezentowała broń z Chin
Serbia próbuje balansować między Moskwą a Zachodem. "To nie przejdzie ani z jedną, ani z drugą stroną"
Jakiś czas temu przywódca Białorusi Aleksandr Łukaszenka stwierdził, że "Serbia chciałaby siedzieć na trzech krzesłach: UE, USA, Rosja – ale już wkrótce nie będzie mogła". W Belgradzie odebrano te słowa jako żądanie opowiedzenia się po stronie Moskwy. Miało zostać wyrażone przez Kreml za pośrednictwem białoruskiego sojusznika.
Były serbski ambasador w Mińsku Srečko Djukića twierdzi, że Moskwa jest niezadowolona z faktu, że Serbia nazywa się "przyjacielem" Rosji, utrzymując jednocześnie dobre stosunki z Zachodem. Wypowiedź Łukaszenki ma jego zdaniem oznaczać, że "Belgrad powinien iść z Moskwą i Mińskiem do końca lub zmienić stronę".
Zachód od jakiegoś czasu uważnie obserwuje Serbię, która tworzy nowy rząd. Zdecydować ma on, czy przyłączyć się do sankcji przeciwko Rosji. Jednocześnie prezydent Aleksandar Vučić nie chce psuć stosunków z Moskwą, bo ta dostarcza Serbii najtańszy gaz w Europie i wspiera Belgrad w sprawie Kosowa. Zdaniem Djukića, rząd Serbii nie będzie mógł dłużej stosować "polityki strusia" i chować głowy w piasek.
To nie przejdzie ani z jedną, ani z drugą stroną – ocenia były dyplomata.
Obejrzyj także: Napięcie na granicy Serbii i Kosowa rośnie. NATO ściąga tysiące żołnierzy