Ponad 2,5 roku temu Rosja zaatakowała zbrojnie Ukrainę. Trudno precyzyjnie oszacować ilość ofiar po obu stronach konfliktu. Wiadomo jednak, że jest to największa hekatomba od czasów drugiej wojny światowej w Europie. Większa niż to, co działo się na Bałkanach w latach 90. Według szacunków ukraińskich, aktualnych na 10 września, Rosjanie mają już po swojej stronie straty ludzkie w postaci 627 790 osób. Chodzi o rannych i zabitych. W ciągu doby przybyło ich ponad 1300.
Zobacz również: Nieplanowe lądowanie na lotnisku Chopina. To samolot z Moskwy
Chowają puste trumny. Szokujące, co dzieje się w Rosji
Ciała żołnierzy, którzy giną po stronie rosyjskiej, w imię chorej żądzy Putina i jego świty, nie zawsze wracają do kraju. Portal severreal.org opisuje historię Jeleny, matki 27-letniej Wasilija, który zginął na wojnie w sierpniu 2023 roku.
W jego jednostce zmienił się dowódca, który nie polubił Wasilija. Przeniósł go do szturmowej brygady "Szturm 19". Syn od razu powiedział: "Tam są samobójcy, to przeniesienie to bilet w jedną stronę. Już nie wrócę do domu" - relacjonuje kobieta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
21 sierpnia 2023 roku przyszła wiadomość o śmierci mężczyzny. Wkrótce minie rok, a ciało Wasilija nadal nie przyjechało do Rosji.
Gdzie ja tylko nie pisałam - do prokuratury wojskowej, do Ministerstwa Obrony, do gubernatora - same odmowy. Piszę: "Zlitujcie się nad matką, nad jego małą córką i żoną - pozwólcie nam się wypłakać". A oni w kółko: "Trwają działania poszukiwawcze" - mówi Jelena.
Jedyne, co jej zaproponowano, to pochówek syna na linii frontu. Wobec tego złożyła skargę na dowódcę.
Po tym zrozumieliśmy, że tak naprawdę nikt nie zajmuje się poszukiwaniami Wasilija. Ostatecznie z synową pochowaliśmy pustą trumnę, żeby chociaż było miejsce, do którego można przyjść, pomilczeć, powspominać, przynieść kwiaty - dodała kobieta.
Czytaj również: Panika w Rosji. Cywile uciekają w poszukiwaniu schronienia
Osoby, które walczyły w tej samej brygadzie co Wasilij, przyznają, że kilka rodzin zdecydowało się na taki pochówek. Bliscy wciąż żyją nadzieją, że jednak doszło do pomyłki, a ich synowie wrócą do Rosji cali i zdrowi. Swiatłana Anikiejewa z obwodu woroneskiego pochowała swojego brata. Jak mówi, ciało było w takim stanie, że nie można było nawet zrobić badań DNA.
Musiałam uwierzyć na słowo jego towarzyszom broni i dowódcy. Ostatecznie pozostała tylko karteczka z naszymi numerami i nieśmiertelnik w tej brei. Może to lepsze niż nic. Przynajmniej się pogodziłam - mówi kobieta.
Giną na froncie. Czy na pewno?
Rodziny rosyjskich żołnierzy nie zawsze wierzą w to, co przekazują im jednostki wojskowe. W przypadku jednego z żołnierzy nie było zgodności DNA z bliskimi. Dlatego rodzina Władimira wniosła do sądu, aby zakończyć sprawę.
To był cyrk! - mówi Olga, siostra mężczyzny w rozmowie z portalem severreal.org. - Sąd trwał od września pół roku! Dopiero w lutym zapadła decyzja o uznaniu go za zmarłego. Jakie dowody? Po prostu na rozprawę przychodzili przedstawiciele jednostki i opowiadali, w jakich okolicznościach rzekomo zginął Włodzimierz, jeszcze przyprowadzili jakichś "świadków", którzy na rozprawie nawet nie potrafili powiedzieć, jak miał na imię mój brat! - opowiada kobieta.
W niepewności żyje również Ksenia z Wołgodońska. Kobieta twierdzi, że wojsko podało 16 sierpnia jako datę śmierci jej męża, a ten miał do niej dzwonić telefonicznie dzień później!
Przywieźli trumnę bez dokumentów i znaków identyfikacyjnych. Niczego nie dali, nawet papierów. Nie zwrócono rzeczy osobistych. Pogrzeb odbył się w zamkniętej trumnie, zabroniono otwierać. Nie ma nieśmiertelnika! Nie ma paszportu ani innych dokumentów! Z informacji – tylko nazwisko na skrzynce transportowej. Pytam komisarza: "Czy to na pewno on?" Odpowiedział: "Mamy nadzieję, że to jego ciało" - mówi kobieta.
Co ciekawe, Ministerstwo Obrony Rosji zapewniło ją, że jej mąż żyje. - Zwariujemy - komentuje Ksenia.