W Wielką Sobotę (30.03) doszło do dużego pożaru rozdzielni w budynku przy ul. Strobanda w Toruniu. To nowy blok, który powstał zaledwie cztery lata temu. Przez pożar mieszkańcy bloku zostali pozbawieni prądu.
Od kilku dni żyją jak w średniowieczu. Musieli zaopatrzyć się w kuchenki turystyczne, a jedzenie wywieźli do znajomych i rodziny.
Od świąt żyjemy w smrodzie, bez prądu i tak ma być przez dwa tygodnie. Zarządca nieruchomości przekazał nam, że tyle będą trwały oficjalne procedury podłączenia do sieci przez Energę - tłumaczy mieszkaniec bloku, Filip Dobrowolski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lokatorzy feralnego budynku zostali poinformowani, że Energa musi najpierw zdemontować stare liczniki, aby pojawiła się nowa rozdzielnia. Dopiero wtedy dostawca prądu może zainstalować nowe, działające liczniki.
Wstępnie oszacowali czas działania na dwa tygodnie. Do tego jeszcze konieczny jest odbiór przez specjalistów Energi. Uważam, że to żart. Kto dziś jest w stanie wytrzymać tyle czasu bez prądu? Dwa tygodnie to wieczność - mówi nam Dobrowolski.
Niektórym udało się wyjechać do rodziny. Muszą mieszkać u znajomych, niektórzy z małymi dziećmi. Sytuacja wydaje się beznadziejna.
Frustracja sięga zenitu. W święta była jeszcze możliwość ucieczki od problemu, spędzając je u rodziny. Teraz nie da się wrócić do rzeczywistości. Nie możemy pracować zdalnie, ugotować obiadu czy wypić ciepłej herbaty. Nie wszystkich stać na codzienne obiady w restauracji. Do tego kwestia oświetlenia i bezpieczeństwa, gdzie główne drzwi do klatki schodowej są otwarte i zapraszają złodziei - dodaje z kolei zrozpaczona Katarzyna Siemińska, która także mieszka przy ul. Strobanda.
Ludzie skarżą się, że "wieczory spędzają przy latarkach i świeczkach". Zapasy jedzenia z zamrażarki i lodówki nadawały się już tylko na śmietnik. Na korytarzu nadal czuć opary drażniącego dymu.
Nie można podładować telefonu, zrobić prania, ugotować posiłku, nakarmić dziecka. Mieszkańcy skarżą się, że zainteresował się nimi strażak, który pytał czy dobrze się czują. Uważają, że nikt nie myśli o ich losie.
Lokatorzy szukają sprawiedliwości po pożarze. Poszli do prokuratury w Toruniu
Z bezsilności sąsiedzi złożyli zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa z art 163. Kk. Uważają, że pożar nie był dziełem przypadku, a "lekceważeniem problemów, które narastały od kilku tygodni".
Dodajmy, że prok. Andrzej Kukawski z Prokuratury Rejonowej w Toruniu potwierdził, że takie zawiadomienie rzeczywiście wpłynęło i śledczy się nim zajmują.
- W grudniu 2023 przeprowadzono wymianę liczników prądu w rozdzielniach w każdej klatce tego budynku. Od tego czasu w klatkach 13 i 13a regularnie dochodziło do zaników prądu, spowodowanych spaleniami - piszą mieszkańcy w zawiadomieniu do prokuratury.
Do dnia pożaru było przynajmniej 10 takich sytuacji, za każdym razem z rozdzielni wyczuwalny był zapach spalenizny. Prawdopodobnie paliły się te nowe liczniki. Wszystkie sytuacje zgłaszano do Energii za pośrednictwem zarządcy, którym jest Zarząd Nieruchomości Toruńskich, a który zgodnie z przepisami ma obowiązek weryfikowania tego typu usterek - możemy przeczytać w oficjalnym piśmie.
Mieszkańcy dodają także, że "zarządca i Energa bagatelizowały ich", a w okresie świąt byli "pozostawieni sami sobie".
Czy mieszkańcy toruńskiego bloku będą mieli prąd?
Skontaktowaliśmy się z Zarządem Nieruchomości Toruńskich i spółką Energa Operator. Początkowo przedstawiciele obydwu podmiotów rozkładali ręce. Z ust Jarosława Bednarskiego, prezesa NT usłyszeliśmy, że "procedury Energi są trudne do zrozumienia".
Odbijałem się telefonicznie od jednego konsultanta do drugiego. Nie mam mocy sprawczej, aby wpłynąć na działania Energi - tłumaczy w rozmowie z o2.pl zarządca.
Bednarski dodaje, że "suma awarii wyniosła łącznie 7 lub 8 przypadków" i dotyczyła dwóch klatek, a nie całego bloku. - Ciężko napisać, że awarie były do przewidzenia, bo liczniki umieszczone w dwóch pozostałych częściach budynku są w pełni sprawne - mówi prezes NT.
W przesłanym nam oświadczeniu Bednarski dodał, że "zdaje sobie sprawę co oznacza brak energii elektrycznej w lokalach, ale prawidłowa i zgodna z przepisami naprawa jest priorytetem".
Nikt z osób odbierających prace nie zaakceptuje ich wyniku, jeżeli nie będzie pewny, że działania są wykonane prawidłowo i nie ma żadnych możliwości wystąpienia awarii spowodowanej błędami w przeprowadzonych pracach - wskazuje prezes NT.
Z kolei przedstawiciele spółki Energa Operator odbijali piłeczkę i twierdzili, że "spółka nie może w tej sprawie na ten moment nic zrobić". Podkreślali, że "infrastruktura należy do zarządcy i to w jego gestii jest naprawienie awarii".
Przedstawiciele Energi i Zarządu Nieruchomości Toruńskich zgodnie przyznają, że najwięcej na przepychankach tracą sami mieszkańcy. Ostatecznie jednak po naszej interwencji sprawa nabrała tempa.
Grzegorz Baran, koordynator ds. kontaktów z mediami spółki Energa Operator (poinformowany przez nas o sprawie) przekazał, że "zarządca po interwencji o2.pl ma już pozwolenie na samodzielny demontaż liczników". Z jego słów wynika, że jeżeli Zarząd Nieruchomości Toruńskich dokona niezbędnych prac, to w ciągu kilku godzin Energa na nowo podłączy prąd.
Natomiast Jarosław Bednarski zobowiązał się do zorganizowania alternatywnego źródła energii (agregatu). Dodał, że "samej naprawy rozdzielni nie można przyspieszyć, bo "tego typu elementy wykonywane są na zamówienie pod dane potrzeby i nie są dostępne od ręki."
Jednocześnie zapewnił jednak, że współpraca z Energą przyspieszy proces demontażu spalonych i montażu nowych liczników. Czy mieszkańcy doczekają się więc podłączenia prądu szybciej, niż za zapowiadane tuż po pożarze dwa tygodnie? Do sprawy wrócimy.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.